recenzja #274

dodano: 16 września 2023

RECENZJA #274

Masturbator- Lp „Czy tu jest piekło” (Vanity Records) 2010-2015 / 2023

By Adam Szulc Barber wrzesień 2023

 

Kiedy zaczynaliśmy z Cymeonem, a może nawet jeszcze wcześniej z Hacesją- mówimy tu o przełomie lat osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych, na naszych koncertach- oprócz standardowego zestawu punków, hardcorowców i różnego rodzaju niezali- pojawiały się metaluchy, a ich kapele grywały lokalnie od czasu do czasu jako supporty przy różnych tego typu imprezach. Niby się teraz mówi, że scena była zjednoczona, wszyscy przychodzili na koncerty i dobrze się wspólnie bawili, ale nie do końca tak było. Metalowe środowisko było bardzo hermetyczne. Mocno trzymali się razem i wspierali swój światek. Nie było mi z nimi specjalnie po drodze, bo wielokrotnie zdarzało mi się uczestniczyć z tym towarzystwem w licznych koncertach i zawsze trzodą wiało. Metalowcy mieli opinię bezideowych i imprezowych, co z kolei w naszej (równie zamkniętej bandzie) równało się totalnemu ostracyzmowi. Hardcore i punk zbudowane były na ciężkich ideologiach, a metal na baletach i bajdurzeniu o diabłach- tak, wiem- proste jak cep wytłumaczenie, ale takie były wtedy stereotypy. W pewnym sensie udało się to połączyć poprzez crossover czyli zmiksowanie obu gatunków i mam nieodparte wrażenie, że Masturbator właśnie tę drogę obrał. Na mapie hardcorowego świata Konin, z którego grupa pochodzi był wtedy ważnym punktem. Radek Dziubek- pionier tamtejszej sceny- dzielnie i niestrudzenie wprowadzał muzykę, idee, fanziny i zespoły do małego miasta. Zatem ich drogi musiały się przecinać tu i ówdzie i mimo tego, że koledzy z zespołu na M. bardziej woleli malować twarze na kontrastowo, chodzić w rurkach, czarnych skórasiach i białych adikach, to na nagraniach z „Czy jest tu piekło” słychać inspiracje z nie tylko metalowej bajki.

Zatem po kolei jak to z tą płytą? Ukazała się wreszcie po wielu latach prób nagrania i wydania. Mój egzemplarz jest bardzo rzetelnie wydany, w gatefoldzie, z kolorową okładką, na czarnym placku, z tekstami i dodatkowym dużym plakatem. Ilość wytłoczonych egzemplarzy-yup- 333!

 

Pierwszy utwór to „Destruction”, który zaczyna się niewinnym intro, ale szybko wchodzi na obroty a’la Cryptic Slaughter/Concrete Sox. Tu nie ma black metalu. Jest siarczysty trash z domieszką hardcorowej intrygi. Garażowe brzmienie i szczery anturaż dodają wiarygodności, więc lecę dalej. Utwór tytułowy brzmi już bardziej jak amerykański Wehrmacht z czasów gdy nagrywali swój pierwszy album. Mocny wokal oparty na siłowym, niskim przedarciu gardła i riffy rodem z kalifornijskiej Bay Area + (ach jak ja to uwielbiam) ta lekko kartonowa perkusja- cudo! Swoją drogą realizator napracował się, żeby to wszystko brzmiało bardzo przyzwoicie. „Ofiara” to prawdziwy przebój do śpiewania na koncertach. Jest refren, jest motoryczne tempo, no i na szczęście nie ma solówek. „Piętno” to świetny walcowaty wstęp i zabawa konwencją diabelskiego metalu. Moje faworyty z tego albumu to „S.K.D.C.” (porządny hardcorowy numer z crossoverową zajawką i fajnym zwolnieniem na końcówce. Tekst? Domyślcie się co oznacza ten skrót:) ), „Masturbator” (trochę w klimacie starego D.R.I.) i „Zatruta krew” (hard core trash- genialne, jeszcze kilka słów o tym numerze poniżej).

 

Co jest jeszcze w tych kawałkach ciekawe to to, że można zrozumieć teksty obsesyjnie wyśpiewywane przez Vithora. Naprawdę da się wyczaić o co kaman bez listy dialogowej, a to przy tego rodzaju muzyce jest darem.

 

Apokaliptyczne teksty momentami przypominają mi liryki The Corpse- „…trupy, stosy ciał, jeziora pełne krwi…”, „…miasta zniszczone chorobą…”, „…stos płonie, nadchodzi śmierć…”- jakby żywcem wyjęte z tamtej epoki i retoryki crossoverowych kapel lat osiemdziesiątych.

 

Siła tych nagrań jest niesamowita, bo to co dla mnie jest tu najważniejsze to pasja, surowość i oddanie się muzyce z bezwarunkową autentycznością. Słucham z przyjemnością i uśmiechem na twarzy. Czuję w tym sporo dobrych chęci (a wiemy co jest nimi wybrukowane), dużo prawdziwości, rzetelne rzemiosło, świetne międzygatunkowe łączenie rodzajów ekstremalnego uniwersum, ogrom dobrej muzyki i trochę komedianctwa, ale z patrzeniem na siebie przez pryzmat gabinetu luster i takiej wartości, którą nie każdy posiada- umiejętności popatrzenia na siebie z boku i zaśmiania się. Taki jest Masturbator.

 

Jeżeli ktoś nie pamięta to ich utwór „Zatruta krew” (tu w zasadzie jako ostatni przed dostojnym „Outro”) znalazł się na naszej pierwszej, wyprzedanej już składance „Jama & Friends”.

 

A swoją drogą dokładnie dziś Michał- gitarzysta grupy, a zarazem dowodzący Taczaka 20 (widzieliście Go na rocznicy Jamy dwa tygodnie temu)- ma 47. urodziny. Przypadek? Nie sądzę! Zatem od nas wszystkich jak w Koncercie Życzeń: wszystkiego najlepszego, rozwijania karier zawodowych i muzycznych, szczęścia rodzinnego i dużo zdrowia!

Bang!

U mnie płyta w czołówce roku 2023.

Słuchamy w Jamie!

wróć do listy wpisów