recenzja #279

dodano: 03 października 2023

RECENZJA #279

Cross Control- Lp „Try and survive” (New Age Records) 2023

Roll Call- Lp „Perpetuate” (Bridge Nine Records) 2023

By Adam Szulc Barber październik 2023

 

Starzy górale pamiętają, że w połowie lat dziewięćdziesiątych zorganizowałem oddział New Age Records na Polskę. Dzięki temu, w tamtych siermiężnych czasach mieliśmy łatwiejszy dostęp do muzyki z tej szacownej wytwórni. A grupy tam były zacne…dość powiedzieć, że takie tuzy jak X Chorus X, Outspoken, Mouthpiece, Up Front, Unbroken czy Strife wydawane były właśnie w NAR. Wytwórnia ta po krótkim niebycie wystartowała znowu i wciąż wydaje dobre płyty. Jedna z ich najnowszych propozycji to Cross Control z Los Angeles.

 

Ich płyta jest krótka, ale treściwa. Siedem proponowanych utworów od tego kalifornijskiego zespołu nie jest żadnym totalnym novum ani tym bardziej eksperymentem. To siarczysty, solidny hardcore z old schoolowym vibem, porządnym rzemiosłem, lekko surowym brzmieniem i konkretnym wokalem. Średnie tempa są bardzo energetyczne. Mam takie wrażenie, że nie mogą się czasem rozpędzić jak w na przykład w „Number of dead”, ale to ma swój urok, bo ta szybkość jest tak inna i tak nieoczywista, że sprawia iż dzięki niej ten kawałek nabiera wielkiej klasy i celuje w kategorię najlepszych w swoim gatunku. Pierwszy numer od razu stawia nas w konkretnym miejscu. „Half right” trwa troszkę ponad trzy minuty. Zaczyna się zgrabnym i dość typowym intro, a po wejściu porządnej hardcorowej gitary cała banda załącza i się zaczyna dziać. Przeniesienie w czasie o prawie cztery dekady jest znamienne. Trochę się przy nich czuję jakbym słuchał starego Bostonu, trochę słonecznej Cali sprzed lat, a po grzbiecie pływa miasto Nowy Jork sprzed lat. Panowie umiejętnie dorzucają do pieca z różnych źródeł i widać, że muzycznie są wyedukowani w scenowych nurtach dobierając wyselekcjonowane składniki do swojej potrawy. To akurat ten typ muzyki, który lubię. Mimo tego, że jest prosto, a może nawet prostolinijnie, to nie jest prostacko. Każdy numer jest zbudowany od A do Zet na fundamencie hardcorowych złogów, z pomyślunkiem, bez pośpiechu i na zimno. Bo ten album brzmi po prostu bardzo przemyślanie i chociaż nie ma tu jakiś wielkich wzlotów, to rzemieślniczo jest to górna półka. Chętnie usłyszałbym na żywo takie utwory jak „Always the same” czy „Hero story”- to dobrze wyczesane numery.

 

Wszystko kończy „Everything’s fucked” w bostońskim stylu hardcore’a z pierwszej połowy lat osiemdziesiątych: SSD versus DY’S, ale z basiorem i konstrukcją utworu charakterystycznymi dla płyty Ripcord „Poetic Jusice”, który jak wiemy w tamtym czasie mocno wzorował się na tych dwóch wymienionych grupach. 

 

Płyta „Try and survive” by Cross Control to mocna rzecz, godna polecenia, na poranny rozruch, na środkowotygodniowy nerw i w celu zapoznania się z nowym bandem.

 

Jeśli lubicie stare granie w nowoczesnym stylu, coś jak Sheer Terror, X Chorus X, Slapshot czy American War Machine, a najlepiej zmieszane wszystko razem, to Cross Control to będzie dobry wybór. Winyl w kolorze lekkiej sraczki.

 

Roll Call.

Wytwórnia Bridge Nine nie podpisała żadnego nowego kontraktu od trzech lat, a Roll Call są pierwszymi nowymi artystami w ich stajni od tego czasu. Pochodzą z Nowego Jorku i nie trzeba być alfą i omegą, żeby to odkryć. Ich hardcore trąci klimatami starego Agnostic Front, Warzone i Sick Of It All. W zasadzie idealnie nadaliby się na kolejną część składanki „The way it is” gdyby taka część miała się kiedykolwiek ukazać. Sześć utworów na tej dwunastocalowej epce nie jest żadnym kompromisem i nic na niej nie podlega żadnym negocjacjom. Pierwszy utwór „Reaper inside your mind” ustawia sytuację w wiadomym szyku. Jesteśmy w mieście, które nigdy nie zasypia w przełomie lat osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych. Te nazwy, które wymieniłem versus klub CBGB i oszczane/zaszczurzone ulice Dolnego Manhattanu peryskopują nas idealnie w tamte miejsca. „I lose You lose” to bliźniacza konstrukcja. Są tu doskonałe chórki, genialne zwolnienie i ta prymarna hardcorepunkowa dynamika. Trzeci jest z początku wolny. „Exploit me”, bo o nim mowa, szybko wchodzi na porządne obroty bawiąc się tempami, ale nie ma tu jakiejś ściemy- co to to nie- mamy tu konkret, serce i ducha starych czasów.

 

Kolejny jest „Contemplating”, który daje wspomnienie starego Skarhead, bo wciąż jakby nie patrzeć jesteśmy w N.Y.C. Chociaż wszystkie te ich knyfy i zagrania najbardziej jednak przynoszą mi na myśl ekipę Raybeeza i Warzone. Przedostatni utwór jest zarazem najkrótszym na tym singlu. Trwa kilka sekund ponad minutę i jest sickofitallowy do szpiku kości. A z tymi chóralnymi zaśpiewami na średnim tempie jest naprawdę wyjątkowy.

Ale żebyśmy mieli jasność i pewność z kim mamy do czynienia, to płytkę zamyka typowa dla nich hardcorowa propozycja, którą przekulałem na winylu kilka razy pod rząd, bo pływa znakomicie. 

 

Na pewno oba te zespoły przyjadą niedługo do Europy, to podejrzę ich kiedyś na żywca, bo jestem ciekaw jak się sprawdzą na deskach scenicznych. Cross Control i Roll Call mam na widoku.

Obu słuchamy w Jamie!

wróć do listy wpisów