recenzja #281
RECENZJA #281
Scraps- Lp „Demo’85” (Refuse Records) 1985/2023
Scraps- Lp „Noise not music 1986-1989” (Refuse Records) 1986-1989/2023
By Adam Szulc Barber październik 2023
Nie przypadkiem tu jestem. Klub Hydrozagadka na warszawskiej Pradze i XXX-lecie zaprzyjaźnionej z nami wytwórni Refuse Records. Wczoraj grał Scraps, a dziś Nations On Fire. W obu na wokalu David, który wskazuje palcem na recenzowane przeze mnie płyty. Obu panom: Robertowi Refuse i Davidowi najlepszości i wytrwałości! xxx
Scraps to legenda francuskiej, choć w zasadzie europejskiej, a chyba nawet światowej sceny hardcore punk powraca ze swoimi genialnymi singlami oraz po raz pierwszy wydanym na winylu debiutanckim demo z 1985 roku. Historia zatoczyła więc prawie czterdziestoletnie koło i naprawdę należy się nad tym pochylić.
Scraps czyli odpadki.
Uwielbiałem za te single. Ich „Apartheid” i „Aaargh!” zryłem na kasetach do cna. Kochałem za surowość, bezkompromisowość, wściekłość, młodość, szybkość, garażowe brzmienie i wrzask. Dlatego nie chcę recenzować tych płyt jako dwóch osobnych bytów, a raczej myślę o nich jako o uzupełniających się między sobą nagraniach jednego z istotniejszych i mających duży wpływ na europejską scenę hardcore punk zespołów. A wpływ to przemożny, bo jak wspomniałem wyżej wokalista David znany jest również jako późniejszy frontman czołowej Straight Edge bandy Nations On Fire (za chwilę na scenie). Teraz obie stare pozycje, po lekkich liftingach masteringowych wydaje Refuse Records, a ja dzięki temu mogę znowu myślami wrócić do ósmej klasy podstawówki…
Rok 1986…końcówka szkoły, kumpel przynosi kolejną przegraną od kogoś kasetę. „Mam tu jakichś Francuzów”- mówi. Odpaliliśmy. Wbiło nas w fotel jak na statku kosmicznym. Scraps! Wow! Prymitywnie, dziko, prosto, pierwotnie i siermiężnie, ale z ogromną dynamiką. Taki był Scraps. Wspomnieć muszę, że przegrywki kasetowe z jednej na drugą, z dziesiątej na dwudziestą traciły sporo na jakości, a w przypadku starej taśmy (innych nie mieliśmy) czy byle jakiego magnetofonu (innych nie mieliśmy) rzęziło to tak jak powinno. Fakt jest też taki, że podobnych zespołów wtedy we Francji było więcej, że wymienię Rapt, Final Blast czy Heimat Los, ale Scraps wyróżniał się zacietrzewieniem i krzykliwością. To słychać na obu płytach. Poza tym zawsze lubiłem jak zespoły śpiewały w swoich natywnych językach. Nie, żebym coś miał do angielskiego, nic z tych rzeczy- angielski to współczesne esperanto i pomaga w komunikacji, ale wtedy było oczywiste, że Scraps śpiewa po francusku, Rattus po fińsku, Abaddon po polsku, Inferno w niemieckim, a Wretched po włosku. Ten niezrozumiały język dodawał punkowej muzyce dodatkowej szorstkości i pokazywał też pewną internacjonalność ruchu.
Na płytach Scraps znalazły się razem dwadzieścia cztery utwory. Pokazują początki zespołu, ale też jego rozwój. Drugi singiel w porównaniu z demo to arcydzieło muzyki, choć dla niewprawnego ucha wszystko brzmi jak zepsuty traktor. Dobrze, że Refuse Records pokusiło się o wrzucenie do tego garnka dodatkowych kawałków w postaci składankowych bonusów czy split flexi 7” z Don Don (notabene obok S.O.B. moi japońscy ulubieńcy). Słucham tego z bananem na twarzy, choć przy dzisiejszych wycyzelowanych dźwiękach ze spotyfaja trzeba mieć troszkę przytępioną wrażliwość słuchową, bo niejeden nie będzie w stanie przebić się przez tę ścianę. Jak mówi tytuł kompilacyjnej płyty oraz jeden z utworów grupy NOISE NOT MUSIC. W tamtym czasie to było popularne hasło w scenie niezależnej i wyraźny prztyczek w nos w kierunku mainstreamu, bo różne kapele używały podobnego sloganu, że pomnę Napalm Death czy Lӓrm. Ale dość tych socjodywagacji, czas na odpalenie gramofonu, a w mojej opinii na szczególną uwagę zasługuje właśnie utwór „Make noise not music” oraz „Anarchie pas utopie”, „Dieu doit crever”, „Dubeauf S’en Va T’en Guerre” i „I hate memories”. Kawał historii do odrobienia na lekcjach z muzyki młodzieżowej. Demo na niebieskim, a „hałas” w rozkładówce, czarnym kolorze i dwoma tłustymi bookletami pełnymi wszystkiego co chcielibyście widzieć o Scraps, w tym ze starym wywiadem z rodzimego „Qqryq” przeprowadzonym przez ś.p. Staśka…
Dodam, że kilka lat temu jadąc na szkolenie do Krakowa spotkałem Davida i Roberta na stacji benzynowej. Oni wtedy byli w drodze do Bielska-Białej na koncert, my z ekipą mieliśmy chwilę przerwy w podróży. Postalim, pogadalim…A dziś koncert i znowu spotkanie.
Od poniedziałku słuchamy w Jamie!