recenzja #291

dodano: 12 grudnia 2023

RECENZJA #291

Pariiah- 12” „Swallowed by fog” (Gloom Records) 2020

By Adam Szulc Barber grudzień 2023

 

Pariiah z New Jersey istnieje od 2020 roku i w tym samym roku od razu mieliśmy od nich do posłuchania dwie pozycje. Pierwsza z nich to streamingowe kawałki z próby, a we wrześniu tego samego roku omawiany tutaj singiel wydany fizycznie na dwunastocalówce przez Gloom Records.

 

Po trzech latach istnienia już chyba czas na pełnometrażowy album, ale póki co skupię się na tej epce.

 

Kill Your Idols, Devoid Of Faith, Das Oath czy Books Lie, to z tych między innymi zespołów pochodzą członkowie Pariiah. Brudne, surowe, szorstkie i wręcz garażowe dźwięki przywodzące na myśl nagrania zespołów takich jak Rorschach, Born Against czy Citizens Arrest osaczają słuchacza. Sprawiają wrażenie jakby szarość i smutek odzwierciedlały współczesną Amerykę. Nie mówię tego zainspirowany telewizyjnymi niusami. Wręcz przeciwnie- staram się nie oglądać tego co mówią gadające głowy na szklanym ekranie. Bardziej sugeruję się moimi własnymi obserwacjami plus podglądaniem obrazków z vlogów czy niezależnych telewizji. One wszystkie do spółki z ponurą wizją takich zespołów jak Pariiah dają szerszy obraz kraju nękanego rozlicznymi problemami społecznymi. Zresztą piszę o tym w wielu recenzjach amerykańskich zespołów, że tamtejszy świat w swej wielkomiejskiej przestrzeni zaczyna coraz bardziej przypominać dystopię. Może jeszcze nie jest to  apokalipsa- i oby nigdy- ale niektóre obrazki bezdomności, nędzy i ogromu przemocy robią niesamowite wrażenie, zwłaszcza w tym kraju, w którym bądź co bądź nie ma wojny.

Pariiah jest punkowo- metalowym tworem. Ich wolne, wręcz majestatyczne tempo przywodzi na myśl dokonania angielskich hord Amebix albo Genital Deformities. Nie ma tu melodii, a nadzieja jest ostatnią rzeczą, która mogłaby przyjść na myśl po przesłuchaniu tych czterech utworów. Choć damski wokal w tytułowym utworze daje uczucie miękkości, to całość jest po prostu antyestabilishmentową jatką z miejskiej rzeźni na zwolnionych obrotach. Jeżeli czasem używam zwrotu „sfuzowany basior”, to w tym przypadku musiałbym dodać- do potęgi. Perkusja ma potężny flow i czuję jakby grał tu niejaki Andrew Gormley znany z Rorschach czy Kiss It Goodbye. To jednak nie on, ale wpływy jego techniki czuć tu mocno. Gitara miesza się jakby z basem i trochę brzmi jak przesterowany Motörhead tylko z potężniejszym vibem, a wokal- no cóż- jakby od niechcenia, ale gość ma petardę i zdarte gardło na bardzo niskim stroju, w takiej hardcorowej manierze trochę z Anglii lat osiemdziesiątych. Dodając teksty i grafiki, w których- nie pomyliliście się!- ból, cierpienie, śmierć i zniszczenie przeplatają się wzajemnie, wszystko razem tworzy atmosferę, w jakiej było tworzone. Kowid. Lockdown. Strach. Telewizyjna nagonka. Oby nigdy więcej nas tak nie załatwili.

Mój placek w szarym kolorze.

Słuchamy w Jamie!

wróć do listy wpisów