recenzja #294

dodano: 28 grudnia 2023

RECENZJA #294

Lemmy- Lp „Ultimate fan collection. Interviews, rarities, songs” (Universal Music Group) 2023

By Adam Szulc Barber grudzień 2023

 

Nie do wiary, że mija osiem lat od śmierci Lema…a każda kolejna rocznica to powód, dla którego corocznie 28 grudnia pojawiają się tutaj moje słowa wspomnieniowe. A jak najlepiej Go upamiętnić? Myślę, że mówiąc o Jego muzyce.

 

Tym razem trafiła mi się kolejna gratka w postaci winyla z różnymi kolekcjonerskimi dodatkami, które w całości wypełniają tę płytę. Bo dodać należy, że mimo takiego upływu czasu wciąż tu i ówdzie słyszymy nowe nagrania Motörhead jak choćby genialny wykon „Enter sandman” czy pojawiające się co rusz „Lost tapes”. Wygląda więc na to, że długo będzie co recenzować, a przepastne archiwa będą regularnie wypluwać niepublikowane utwory Lemmy’ego i spółki.

 

„Ultimate fan collection. Interviews, rarities, songs” to jak zazwyczaj w przypadku winyla dwie strony, a na niej sześć kawałków. Pięć muzycznych i jeden wywiad. Posłuchamy kawałka „Motörhead” w wykonaniu Hawkind & Lemmy, cztery utwory Motörów, w tym dwa z artystami z zewnątrz (Girlschool i Saxon), no i wspomnianego już wywiadu.

 

Jeśli chodzi o tenże wywiad, to daję konia z rzędem temu kto zrozumie wszystko co Lem swoim niedbałym, sepleniącym engliszem wypowiada. Jeśli chodzi jednak o muzykę, to jest niewiele lepiej. Nie są to nagrania kompletnie nieznane, a w zasadzie niektóre już słyszeliśmy przy okazji wcześniejszych albumów albo streamowych poszukiwań. Co prawda są tak nagrane, że mamy wrażenie, że słyszymy je po raz pierwszy w życiu. Chodzi o to, że jakość jest delikatnie mówiąc nienajlepsza, a mówiąc dosadnie jest bardzo słaba. Utwory brzmią jak nagrane z jednego grundinga na drugi i jeszcze przez ścianę u sąsiada. Szczerze powiem, że aż tak mi to nie przeszkadza, bo w latach osiemdziesiątych nauczyłem się słuchania przegrywek koncertów i garażowych prób, które po ochnastym przerzuceniu na mojego „Kaprala” brzmiały tak jak brzmiały, ale dawno nie słyszałem, żeby bądź co bądź mainstreamowy zespół wydał płytę z takim złym brzmieniem. Ale wszystko co napisałem powyżej wskazuje na to, że jest to bootleg, a to po części usprawiedliwia pewien wydawniczy bałagan.

 

Podchodząc do tego inaczej- cieszy mnie dobra okładka, cieszy zbiór różnych nagrań związanych z Lemmym na jednym placku i nawet cieszy średnio zrozumiały wywiad, ale chyba najbardziej cieszy fakt, że mam w swojej kolekcji najgorzej nagraną płytę Motörhead:)

Mój placek w czarnym.

Przedsylwestrowo słuchamy w Jamie!

 

Official Motörhead

wróć do listy wpisów