recenzja #295

dodano: 02 stycznia 2024

RECENZJA #295

Bobby Ramone- Lp „Rocket to Kingston” (Pinhead Records) 2021

By Adam Szulc Barber styczeń 2024

 

To już drugi piękny poranek Roku Pańskiego 2024, a zawsze staramy się początek kolejnego roku rozpocząć recenzją płyty tanecznej.

 

Album ten uznany za jedną z płyt roku 2021 tak był anonsowany przez wytwórnię: „…wyobraź sobie, że w końcówce lat siedemdziesiątych Bob Marley spotkał się z The Ramones w CBGB i zdecydowali, że nagrają razem album. Oto rezultat…”.

 

„Rocket to Kingston” to płyta w sam raz na dzisiaj. Kingston (w tym przypadku nie chodzi o producenta pendrivów:)) to stolica Jamajki. Rakietą Bobbyego Ramone’a przenosimy się więc w rytmie „Hey Ho Let’s Go” bezpośrednio tam na miejsce i karnawałowo oraz posylwestrowo bujamy się do niesamowitej mieszanki klasycznego rockandrollowego punk rocka opartego na utworach samego Boba Marleya. Bo wszystkie te kawałki brzmią jakby właśnie zmerdać nagrania tych dwóch wykonawców. Kawałki są krótkie i zwarte jak na punk rockowy sznyt przystało, ale mają w sobie reggaeowy flow i posmak punky reggae party.

 

Zatem mamy tu marleyowy „Get up Stand up” z przewrotnym tytułem „I don’t wanna stand up” albo „Stir it up” jako „Stirring in my room” czy najlepsza z nich „No woman no cry” w wersji zatytułowanej „Glad to see you cry”. Naprawdę to wszystko jest fajne, wesołe, optymistyczne i z lekkim kijaszkiem w mrowisko, ale jest w tym taka życzliwość. Świetna zabawa tekstem, muzyką i łączeniem gatunków. W sam raz na start nowego roku!

 

A tak na marginesie- jeżeli ktoś się rozeznaje kto z Ramonesów jeszcze żyje, jakie były kolejne składy i kto z nich po sobie jaką zostawił spuściznę czy ilu ludzi na świecie nosi przydomek „Ramone”, to ja podziwiam, bo po mojej wizycie sprzed kilku lat w Muzeum Ramonesów w Berlinie kompletnie zgłupiałem. Ilość wydawnictw, składanek, połączeń i artefaktów jest przeogromna (zresztą pisałem o tym w „Krótko Po Męsku”), że trzeba naprawdę dużo samozaparcia, żeby przez to wszystko przebrnąć. Ale The Ramones to legenda i im wolno. Do tego Bob Marley to druga legenda. Fajnie ich słuchać razem.

 

Z ciekawostek dodam, że ta płyta jest wydaniem argentyńskim i w stosunku do innych edycji zawiera dwa bonusy na końcu strony B. Mianowicie są to: „Commando Soldier” w wersji demo oraz koncertówka „Kaya Bop”.

Dziś odpalamy karnawałowo i słuchamy w Jamie!

Jeszcze raz dobrego roku!

wróć do listy wpisów