recenzja #300

dodano: 23 stycznia 2024

RECENZJA #300

Detonator BN- Lp „Detonator BN” (Zima Records) 1987/2023

By Adam Szulc Barber styczeń 2023

 

Mam do tych nagrań szczególny sentyment. Zatem wybieram je na 300-etną recenzję w Jamie!

 

To był bodajże mój pierwszy Jarocin, a pierwszym koncertem w jego trakcie był na małej scenie Detonator BN z Sochaczewa. Już wtedy byłem militanckim hardcorowcem, który słuchał szybkich i bezkompromisowych kapel z zagranicy, mając wiele rodzimych punkrockowych tworów w głębokiej pogardzie. Oczywiście kilka polskich grup było przeze mnie mocno szanowanych: The Corpse (również mała scena nastepnego roku w J.), P.T.D., Abaddon, Nadzór, Dezerter, Prowokacja, Moskwa, Paranoya czy Siekiera. Przecież to były genialne reprezentacje punkowo-hardcorowych rytmów z naszego kraju, więc to nie tak, że nic nie było, ale w moim ogólnym mniemaniu dominował na scenie jabol punk i pochodne. Ale o Detonatorze BN było głośno. Chodziły o nich słuchy na mieście i mówiło się o tym zespole w środowisku, więc miałem ogromny apetyt na ich występ. Przyszedłem prosto z pociągu i zasiadłem w amfiteatrze niecierpliwie czekając na gig.

 

Po koncercie byłem trochę rozczarowany, bo mój ortodoksyzm nie zezwalał na inne instrumenty niż gitara, bas i bębny, a Detonator BN miał na składzie jakiś taki długaśny flet, o którym później się w ogóle dowiedziałem, że ma swoją nazwę. Obój, bo o nim właściwie mowa, wydawał apokaliptyczne dźwięki i pewnie gdybym nie był nadmiernie przywiązany do tradycyjnej konwencji, to na pewno już wtedy by mi się spodobało. Mimo wszystko zapamiętałem w nich przyzwoity rockowy band w dość typowej manierze połowy lat osiemdziesiątych, z odpowiednim anturażem (fryzury jak trzeba!) i ciekawym przekazem. Po trzech dniach festiwalu okazało się, że Detonator BN coś tam jarocińskiego wygrał (widziałem ich jeszcze później na dużej scenie) i stał się całkiem popularny w kraju. Wtedy zacząłem się im przyglądać bliżej, ale ten pierwszy koncert zapamiętałem dobrze, więc odtwarzanie go z tej płyty wywołało u mnie naprawdę fajne wspomnienia. Zwłaszcza z lubością słucha mi się pierwszej strony, gdzie siedem z ośmiu kawałków pochodzi z tego koncertu. Dla mnie wyróżniają się „Wszystko jest piękne”, „Dla młodych matek” i „Armia czerwona”. Mają w sobie ten specyficzny nowofalowy beat, schizofreniczne obojowe zamieszanie, troszkę eksperymentalne brzmienie i porządne teksty. Niewątpliwie awangarda nowej fali, choć po latach chyba mimo wszystko nie do końca doceniona i zapomniana. Po to jednak jest właśnie ten albumik, żeby przywrócić pamięć o grupie.

 

Druga strona to już nowsze kompozycje i bardziej zgrane utwory. Zwłaszcza te z koncertu w Łowiczu- pierwszy i ostatni- brzmią tak jakby zespół po prostu nauczył się lepiej grać i radował się komponowaniem jako takim. Pojawia się w nich bardziej melodyjny wokal i próba zaaranżowania przebojów, choć mimo tego nie zatracali się w ukłonach do publiki wciąż pozostając wiarygodnymi w swoich alternatywnych przekonaniach.

 

Ciekawie wygląda opis działalności grupy, bo jak w wielu przypadkach tamtego okresu na rozpad zespołu miała wpływ obowiązkowa służba wojskowa, która zwłaszcza na przełomie przemian z Prelu w eRPe sprawiała, że po straconych dwóch latach nie było czego zbierać. Bo wtedy było tak, że jak już jesteś rezerwistą, to czas na ożenek i „normalne” życie, a na pewno nie na granie z szarpidrutami. Fajna pamiątka i myślę, że zwłaszcza sympatyczna dla byłych członków zespołu, bo po pierwsze wspominają tu swoją młodość, po drugie na pewno przypomnieli sobie jak dotknęli ogromnego poczucia wspólnoty z fanami, po trzecie osiągnęli przecież wtedy całkiem sporą rozpoznawalność, a po czwarte myślę, że mieli wielką radość z prób zmieniania świata za pomocą tekstów i muzyki.

 

Kawał dobrej wspomnieniowej roboty, a dla wszystkich, którzy słuchali wtedy polskiego rocka/punka/nowej fali, jest to na pewno- tak jak i dla mnie- ważny longplay w historii tamtej muzyki.

 

Album dobrze wydany ze sporą ilością zdjęć i archiwaliów. Mój placek w czerwonym.

Słuchamy w Jamie!

 

ps. ciekawostką jest, że na perkusji w zespole grał niejaki Robert Lewandowski:)

pps. mała łyżka dziegciu do tego miodu. Poukładałbym te utwory inaczej, bardziej chronologicznie, a zwłaszcza koncert w Jarocinie zostawiłbym bez tego przerywnika z Charkowa. Druga strona też dziwnie skonstruowana, bo utwory z Łowicza rozsypane po początkach i końcówkach, a w środku jeśli chodzi o kolejność, to w ogóle jest bajzel na kółkach, ale to już pewnie jakieś niedogadanie. Dobrze, że to się w ogóle ukazało.

 

ZIMA RECORDS x Pasażer zine and records x Detonator Bn

wróć do listy wpisów