recenzja #306

dodano: 22 lutego 2024

RECENZJA #306

Hard Strike- 12” „1000 pieces” (Unity Worldwide Records) 2022

Social Decline- Lp „Beyond the gates” (Autotünes Records) 2021-2022 / 2023

By Adam Szulc Barber luty 2024

 

Dwa nowe hardcorowe zespoły z Europy pokazują, że wciąż, tak samo jak w latach osiemdziesiątych taką muzykę można grać wszędzie.

 

Hard Strike z Kolonii.

Gdybym nie wiedział, to pomyślałbym, że to amerykańska kapela hardcorowa. Z tą swoją doskonałą produkcją i niesamowitym polotem, który powiedzmy sobie szczerze rzadko towarzyszy teutońskim zespołom, wyprzedzają swoich rodaków o setki kilometrów. Hard Strike to rzeczywiście potężne uderzenie po linii zespołów typu Killing The Dream czy Reign Supreme, ale w takiej troszeczkę zeuropeizowanej wersji. Świetna płyta, której słucham z rozkoszą. Każdy numer ma w sobie coś nienaturalnego, nieoczywistego i takiego nowego, że chce się tego słuchać i słuchać. Jest dynamika, są pomysły, dużo dzieje się w środku utworów, ale nie gubią w przekombinowywaniu tej oryginalnej hardcorowej petardy. To ważne, bo łatwo nauczyć się grać i zanudzać wszystkich swoimi pomysłami nie wiadomo skąd, a trudniej umieć świetnie grać dobre i proste kawałki. Gitary nie silą się na najtwardsze na świecie brzmienie, perka w spokoju zasuwa z kopyta, zwolnienia pojawiają się nagle, a wokal płynie równolegle nie zakłócając przestrzeni samym sobą, a niestety często wokaliści i gitarzyści zagarniają wszystko dla siebie. Tu tak nie jest, bo na płycie „1000 pieces” zostały stworzone harmonia i swoisty balans, w którym każdy z instrumentów- w tym wox- są traktowane po równo. Zaskakujące jest to, że drugi utwór- „Out of my head”- trwa ponad cztery minuty i wcale nie nuży. W ogóle ten numer ma ciekawą konstrukcję, nie jest diabelnie szybki, gdzieś wybija się spoza całego singla innym podejściem i zawadiackimi chórkami, które ciągną ten kawałek mocno do przodu. Myślisz, że się kończy, a oni znowu zawracają z refrenem i fajnie to rozgrywają. Po nim pojawia się znowu mocny akcent w postaci utworu tytułowego z kozackim tempem i wariackim podejściem do hardcorowej łupanki. Nagłe przerwy, dużo wspólnych śpiewów i ognisty dynamit. Tak jest w zasadzie do końca, bo ci panowie nie obcyndalają się w robocie. Do tego dobre teksty w personalnej manierze. Taki jest właśnie Hard Strike. Dodam, że fakt iż są z Kolonii ma dla mnie szczególne znaczenie. Wszak woda kolońska 4711 stamtąd właśnie pochodzi. Dla mnie ta grupa to bomba.

 

Kopenhaski Social Decline.

Piszą o nich, że to trash metal łączony z hardcorem. Rzeczywiście coś w tym jest, bo to ciekawe połączenie obu gatunków. Nie ma tu tego nowoczesnego, drapieżnego crossover znanego z Power Trip, Municipal waste czy Illegal Corpse. To raczej ukłon w kierunku punk rocka UK’82 z metalowymi eksperymentami z połowy lat osiemdziesiątych. To wszystko bliższe jest takim brytyjskim bandom jak Broken Bones, Sacrilege, Concrete Sox czy The Exploited i to nie jest zarzut tylko stwierdzenie faktu. Zresztą tytuł przedostatniego numeru „260486” naprowadza mnie na stare czasy z tamtych lat. To po prostu data wybuchu w Czarnobylu. To też pokazuje czasokres i kierunek, w jakim panowie oscylują. Lubię ten album. Nie jest jakoś specjalnie odkrywczy i mało w nim polotu, ale rzemieślnicza robota duńskich cieśli jest jak najbardziej na miejscu. Wiosła robią swoje, pałker wymiata aż krew się leje z paluchów, a wokal drze gardło tekstami w punkowej manierze odpowiedniej do czasu i miejsca inspiracji. Muzyka jest ciężka, duszna, ciemna i gęsta, a ponure teksty o apokalipsie ludzkiego gatunku dopełniają wrażenie totalnej dystopii. Niektóre utwory są nawet pokomplikowane i coś w nich dzieje ciekawego. Do nich na pewno należą: pierwszy „Trenches of salvation”, czwarty „Silvercage” czy ósmy „Beyond the gates”. Zwłaszcza ten ostatni płynie ciekawym riffem. Rzeczony „260486” jest zbudowany z głosów osób bezpośrednio uwikłanych w czarnobylską katastrofę, ale sama muzyka nie robi tu jakiegoś specjalnego wrażenia. Z kolei ostatni kawałek jest trochę cepem pisany. Typowy angielski punk z początku ósmej dekady, ale bez uniesień. Mimo pewnych zarzutów płyta jest porządnie skrojona i odbicie pałeczki w stronę angielskich kapel sprzed czterdziestu laty jest interesującym eksperymentem. Do tego ich niektóre riffy naprowadzają mój peryskop na Kreator i Tormentor. Zobaczymy jak będą działać dalej.

Kibicuję obu zespołom i obu słuchamy w Jamie!

 

Social Decline x UNITY Worldwide Records x Hard Strike x CoreTex

wróć do listy wpisów