recenzja #308

dodano: 02 marca 2024

RECENZJA #308

Brzytwa Ojca- Lp „Brzytwa Ojca!” (Pasażer Records) 1988/2012

By Adam Szulc Barber marzec 2024

 

Brzytwa Ojca musiała się tu kiedyś znaleźć. Taka nazwa!

Dziś limitowany egzemplarz tej płyty przekazuję panom Przemkowi Markowiczowi i Rafałowi Dobrzynieckiemu z Grupy Tradycyjne Golenie. Niech ten kolekcjonerski drobiazg uświetni zbliżającą się wielkimi krokami, bo już od jutra od 10.00 rano przez dwa kolejne dni, wystawę golenia na mokro. Przemek i Rafał zbierają wszelkie artefakty związane z brzytwą w nazwie, w rysunku albo nawet w domyśle, więc wpasuję się idealnie z tym giftem w Ich wspaniałą kolekcję.

 

Swoją drogą, myślę, że panom z zespołu Brzytwa Ojca nie śniło się nawet w największych koszmarach, że ich płyta może posłużyć za utensylium w trakcie imprezy beauty. Zwłaszcza, że w czasie gdy nagrywali swój materiał to damski fryzjer kojarzył się z wyondulowaną trwałą, a męski z czarnym wąsem. Z kolei brzytwa jednoznacznie jako narzędzie służące bardziej do rozróby niźli barberskiej pielęgnacji.

 

Nagrania z tego placka to już ponad trzydzieści pięć lat. Ten gliwicki zespół był wtedy w dobrej kondycji. Był też uznawany w punkowej scenie za bezkompromisowy tekstowo i muzycznie, ponieważ ich szybki punk rock wyróżniał się totalną surowością i ognistym tempem, ale także pewnymi eksperymentami. Warto dodać, że Brzytwiaści wraz z takimi tuzami punkowego grania jak Śmierć Kliniczna, Absurd, Attack, RAP czy Process tworzyli w latach osiemdziesiątych nieformalny projekt o nazwie Gliwicka Alternatywna Scena (G.A.S.) łącząc w jeden twór różne odmiany podziemnej muzyki jak punk rock, nowa fala, post punk czy reggae. Pokazali tym, że jedność jest istotna ponad wszystko, a przecież wtedy szczególnie uwierało pytanie zadawane na start nowopoznanemu człowiekowi na przystanku tramwajowym. „Czego słuchasz?” padało i od tego często zależało jak bardzo się będziemy lubić dalej. Zatem związanie do kupy różnych gatunków było na pewno rewolucyjnym zagraniem.

 

Gwoli ścisłości dodam, że płyta, którą ponad dekadę temu wydał Pasażer Records zawiera utwory z kasety demo „Underground” i fragmentu koncertu. Przenieśmy się zatem wehikułem czasu na Górny Śląsk prawie czterdzieści lat temu. 

 

Płytę otwiera utwór „America”  z silnym, ale miękkim basem na przodach. Po tym jest świetny, energetyczny „Razem” i zaraz dostajemy surowego „Dyktatora” zbudowanego na średnim tempie. Po nich koncertowe „Martwe dusze”, które kapkę kombinują z tempem i pokazują bardziej nowofalowe oblicze zespołu. Trzy ostatnie kawałki na tej stronie to „Wyrusz w bój”, „Attack” i „Destrukcja”. Wszystkie są porządnym, może trochę jaskiniowym podejściem do punk rocka, ale zwrócić uwagę należy na fakt, że zespołom tego typu lekko nie było i fakt, że w ogóle mamy ich nagrania to jest wielka radocha. Wszak pamiętamy kierowników domów tak zwanej kultury gdzie wpuszczano emerytów na kółko szachowe i przedszkolaki na naukę tańca, a młodzież musiała wystawać po klatkach, bo zepsują drogi sprzęt, bo dziwnie wyglądają, bo mają postawione włosy, bo nie wiadomo co jeszcze…, bo…, bo…, bo…, powodów było milion.

 

Strona B to trzy silne strzały na start. „Underground”, „Ginące miasta” i „Dlaczego?” wpisują się w punkowy kanon tamtych czasów i słyszymy w nich inspiracje Siekiery, Abaddonu i Dezertera. Z kolei „Betonowy cień”, „Sex party” i „Plaża” są spokojniejszymi kawałkami, które ponownie kierują nas na nowofalowo-postpunkowe prądy. Zamykający album utwór „Mroczne zakątki wielkich miast” trochę mi gdzieś podskórnie podchodzi pod „Strzeż się tych miejsc” Klausa Mitffocha. Jest ponuro, trochę nihilistycznie i wielkomiejsko tamtego czasu, bo wystarczyło wyjrzeć przez okno i było tak jak było.

Niewątpliwie Brzytwa Ojca to kawał historii polskiego punk rocka, w dodatku z doskonałą nazwą!

 

Od dziś w zasobach wystawy Tradycyjnego Golenia.

My, rzecz jasna, podsłuchujemy w Jamie!

 

Pasażer zine and records x "Brzytwa Ojca"

wróć do listy wpisów