recenzja #316
RECENZJA #316
Sentinel- Lp „Age of Decay” (Convulse Records) 2024
By Adam Szulc Barber kwiecień 2024
Crossover jak się patrzy!
Debiutancki winyl grupy Sentinel z Nowego Jorku to siarczysty siarkowodór w klimatach trashowo-punkowego Sacrilege z UK. Mówimy o połowie lat osiemdziesiątych ubiegłego stulecia, bo rytmy tych panów to połączenie początków angielskiego d-beatu, pierwotnego trash metalu i plemiennego punk rocka. Do tego mamy tu nowoczesne brzmienie z miasta, które nigdy nie śpi. Inspiracji słyszę tu mnóstwo, bo obok oczywistych Discharge czy Concrete Sox, przenikają echa Electro Hippies z ogromem trochę późniejszych impresji rodem z ABC No Rio. Tam królowały takie bandy jak Rorschach czy Citizens Arrest i to je mam na myśli mówiąc o rzeczonych impresjach.
Sam Sentinel opisuje swoją muzykę jako wypadkową różnych twardych zespołów, ale wpisują w ten miks między innymi Crumbsuckers ze swojego miasta. Sam nie wiem czy się zgodzić z tym stwierdzeniem, bo może jeśli chodzi o strój gitar to gdzieś to tam po tych okolicach lata, ale Crumbsuckers był jednak mocnym i dość archetypicznym hardcorem z odrobiną metalu, a Sentinel to bardziej kreatorowi speed/trashowcy z domieszką tego co napisałem kapkę wyżej. Zresztą widać to po okładce płyty, na której jakiś skrzydlaty demon prezentuje swe wdzięki. Wygląda to po staremu, ale jednak z elementami bliższymi metaluchom niż hardcorowcom. Ale dość tych międzygatunkowych dywagacji, bo wszak muzyka łączy, a nie dzieli, więc startujemy.
Jedenaście numerów zaczyna „Krieg”. Najpierw wskakuje przyzwoita przyczajka (ale nie jakieś rozwlekłe intro- to raczej krótkie wprowadzenie w temat), na to wbija konkretna trashowa gitara i zaczyna się jazda bez trzymanki. Atakuje nas wokal a’la Sławek z The Corpse, wszystkie baterie sekcyjne walą ze swoich dział, a przebiegłe riffy mielą raz po metalowych, a raz pop hardcorowych naleciałościach. Następny jest tytułowy i zaczyna się jak „Wieloryb” Hacesji- ale czad!! I znowu podobny patent- króciutki prolog, nabitka i let’s go do przodu. Przewidywalne, ale naprawdę świetne. „Avenge” to z kolei motörheadowy beat na sfuzowanym wszystkim co się da. Trzy kolejne numery zamykają pierwszą stronę. Troszkę się różnią od siebie tempem, ale przygotowują na wejście utworu „Sentinel 2” otwierającego side B. Ten numer naprawdę lubię z tym walcowatym beatem, powolnym pełzaniem i metalicznym poukładaniem. Przepiękny kawałek w klimacie „Executioner's Tax (Swing of the Axe)” by PowerTrip. Chciałoby się, żeby się nigdy nie kończył, tylko trwał i trwał i trwał…
To jest po prostu świetna płyta, która jest akomercyjnym podejściem do muzyki. Panowie grają co im w duszy gra, a garażowe konteksty, których jest tu ogrom- produkcja, długość kawałków, okładka, wygląd muzyków- ciągną ten album niezależną falą. Całość zamyka „Bounty huntress”, który jest demoniczną wersją hardcorowych protest songów. Obłędny album.
Dodam, że wszystkie salwy trwają około dwie minuty każdy będąc prawdziwym ukłonem i żywym pomnikiem starego grania sprzed czterdziestu lat.
W moim corocznym rankingu zespół Santinel z płytą „Age of decay” znajdzie się na pewno w czołówce albumów 2024.
Słuchamy w Jamie!
Convulse Records x CoreTex