recenzja #319

dodano: 08 maja 2024

RECENZJA #319

Od Jutra- Lp „Sami dla siebie” (Black Wednesday Records) 1991/2023

By Adam Szulc Barber maj 2024

 

Od Jutra- ech…stare dzieje. Dobrze wspominam czas ich działalności, bo to okres rodzącej się sceny crossover w Polsce, a może już nawet wtedy czas powolnego jej rozkręcania się. Mimo, że takie tuzy krajowego łączenia hardcore’a i trash metalu jak The Corpse czy Nadzór już były znane szerokiej publiczności, to Od Jutra powoli acz skutecznie wyrąbywały sobie przerębel w przestrzeni muzycznej.

 

Przełom lat osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych kiedy grali to w ogóle był w naszym kraju trudny czas. To połączenie szarej komuny i kolorowego nowego świata oraz próba odnalezienia w tym zamieszaniu po przemianach pierwiastka niezależności zarówno od starego jak i od tego co nadchodziło. A to nie było proste- stare mimo, że trzymało się mocno było dla młodych passe, a nowe witano z nadzieją, choć trudno mu się było zakorzenić i starsi patrzyli na to podejrzliwie. Muzyka też się zmieniała, a scena niezależna musiała sobie z tym poradzić. Ciągłe narzekanie pewnej części ludzi na amerykanizmy było odbiciem telewizyjno-medialnej papki, a pojawiające się nowe trendy nie miały łatwo, żeby się przebić. Do tego ten nasz kłótliwy słowiański wsad nie pomagał w tworzeniu, a tak zwana kultura państwowa leżała na łopatkach i kwiczała. Może jeszcze z perspektywy Warszawy czy dwóch-trzech innych większych miast wyglądało to inaczej, ale Wyszków to był raptem dwudziestopięciotysięczny gród na północnym wschodzie Polski…i to tam narodził się zespół Od Jutra. Zgodnie z zasadą, że im trudniej tym lepiej, a kilku kumpli chciało grać w niewielkiej mieścinie ostrą muzykę, to bez względu na wszystko po prostu ją grali!

 

Płyta „Sami dla siebie” jest, jeśli się nie mylę, kalką demo wydanego w Qqryq w 1991 roku. Ci, którzy pamiętają na pewno konstatują, że instytucja ta jak już coś wydawała to takowy szczęściarz wypływał na szerokie wody. W przypadku Od Jutra jakoś to nie zagrało i zespół pozostał w głębokim undergroundzie, a teraz jest kojarzony tylko przez jaskiniowych wygrzebywaczy staroci. Natomiast dzięki tej albumowej przypominajce trafia właśnie pod krajowe i  nie tylko strzechy.

 

Na płycie słychać, że panowie nasłuchali się D.R.I, Crumbsuckers, Suicidal Tendencies czy C.O.C., ale to wszystko to za mało by określić ich muzykę. Duże dawki punk rocka i hardcore’a wylewają się pełnymi kubłami na słuchacza. A z zespołów, które przewijają się gdzieś po zakamarkach moich myśli są na pewno holenderski Lärm i wspominane wyżej rodzime The Corpse i Nadzór. Moje faworyty to otwierający płytę porządnie crossoverowy „Zły świat” w klimacie Accüsed, z drugiej strony „Ten kraj” ze świetnym tekstem i zamykający całość „Dlaczego mi nie wierzysz?”, który swoim jarocińskim vibem idealnie oddaje tamte siermiężne czasy. W ogóle ta płyta stoi w swoistym rozkroku chęci grania po nowemu z peerelowskimi możliwościami i realizatorami, którzy oboma pośladkami siedzieli jeszcze w starych przyzwyczajeniach.

 

Podoba mi się wkładka, w której genialne odpowiedzi członków zespołu na zadawane pytania redaktorów rozbawiły mnie do łez. Zabawne wtręty o aktualnych sytuacjach rodzinnych, politycznych czy muzycznych przypomniały mi, że wtedy wywiady były również śmieszne i ludzie- zarówno wywiadowcy jak i wywiadowani- mieli sporo dystansu do siebie. To różnica do dzisiejszych czasów, w których mam wrażenie, że wszyscy są na pełnej poważce. Insert zawiera sporo danych, a wraz z kilkoma fotkami i podstawowymi informacjami tworzy pewne wyobrażenie o tym jak to kiedyś było, choć edycyjnie jest tu lekki chaos. Ale nic to. W kilku miejscach zespół informuje nas o swoich inspiracjach i tak zapomniane zespoły jak Ludichrist, Stupids czy Negazione zostają wywołane do tablicy, a to przecież jedni z ważniejszych prekursorów takiego grania. Niewątpliwie w głosie wokalisty słychać próby naśladownictwa Rogera Mireta z czasów „Cause for alarm”, gitara tnie slayerowato i z ogromną swadą, solówki są całkiem sprawne, a basior znajduje swoje miejsce w tym galimatiasie. Świetna płyta, nie tylko wspomnieniowo. Gdyby ci panowie urodzili się w Nowym Jorku i nagrali tam i wtedy dokładnie tę płytę tylko w języku angielskim dziś byliby legendą, do której inspiracji przyznawałoby się pół świata. A tak to chociaż mamy historyczny winyl odkurzający kolejną białą plamę w polskiej muzyce całkiem zgrabnie wydany w kooperacji trzech lejbeli: Black Wednesday, N.I.C. i Underground Front.

 

Bym zapomniał: zawsze lubiłem ich nazwę i stylówkę mocno wybiegającą w przód z flanelami, bandanami i t-shirtami z nieznanymi kapelami.

Słuchamy w Jamie!

 

OD JUTRA x Black Wednesday Records x NIC Records x Underground Factory

wróć do listy wpisów