recenzja #320

dodano: 14 maja 2024

RECENZJA #320

In Twilight’s Embrace- lp „Eden of iniquity” (Cold Weapons Music) 2023

By Adam Szulc Barber maj 2024

 

Dwie ostatnie płyty poznańskich metalowych odszczepieńców były tu recenzowane i zyskały bardzo wysokie noty. Chciałem nawet poddać krytyce najnowszy album „Lifeblood”, ale jakoś tak nie mogłem się za niego zabrać. Aż tu nagle cichym traktem i ciemną nocą ze skowyjcami w tle pojawił się Cyp niejaki z nową dziesięciocalówką I.T.E. Jako, że dziesiątki szczególnie lubię, to bardzo mi przypasowała i wrzuciłem ją na talerz. Ale zanim o muzyce, to dwa słowa o jeszcze innych tematach. Tytuł tej epki doskonale nawiązuje do dziesiąteczki zespołu Integrity, który to zespół razem z tymże Cypem lubimy. „Den of iniquity” takoż brzmi w oryginale, a tytuł tego nowego wydawnictwa pięknie z nim koresponduje. Okładeczka, jak na zespół black metalowy przystało, pokazuje demoniczną strzygę nie do końca ubraną i wyglądającą jakby wybierała się na celebrację Nocy Walpurgii. Pani więc trzyma w prawej dłoni makietę płonącego kościoła, a lewą pozdrawia słuchaczy niczym J.CH. Taka to trochę zmutowana Sybilla. Nie wiem na ile trafiam w punkt z mitologią, ale gdzieś to koło tych nordyckich legend biega, a może pomieszanie z germańskimi opowiastkami się tu koreluje? Chociaż wspomniana Sybilla to z greckich mitów, ale palenie katolickich świątyni to z kolei maniera norweskich ortodoksów. Zatem chyba miks różnych pierwotnych wierzeń.

 

Dlaczego w pierwszym zdaniu napisałem odszczepieńców? In Twilight’s Embrace miało taki moment, że każdy kolejny album był w innym stylu. Świetnie pokazywało to ich rzemieślnicze żonglowanie po gatunkach związanych z hardcore, punkiem, metalem i pochodnymi. Tym razem kontynuują podróż po black metalowym oceanie i zwłaszcza słychać to w pierwszym utworze, który jest naddatkiem po ostatnim, nieopisanym przeze mnie długogrającym krążku. Minutowa blastowa jatka introdukcyjnie zamiata słuchaczem po podłodze. Po chwili wytchnienia dostajemy znowu po głowie bezlitosnym podziemnym metalem. Porządnie skrojony rzemieślniczy utwór z aspiracjami do wysokiej sztuki. Zmiany tempa, melodyjne riffy, konwencjonalny wokal i mistyczny nastrój to atuty tego utworu. Ciekawy tekst z antysystemowym przesłaniem, ale raczej z pomysłem znanym przecież z historii rewolucjonistów wszelakich zburzenia wszystkiego na czym świat został zbudowany. Miejmy nadzieję, że nie ziści się ich życzony triumf śmierci, bo prawdziwej wojny to chyba nikt nie chce. Jednakże interesujące są frazy ostrzenia noża na krawężniku i użycie słowa „honing”, które w naszej branży jest zawsze wymieniane w przypadku ostrzenia brzytwy na kamieniu. Stąd podoba mi się ten krawężnik, kamienny niewątpliwie…

 

Drugim utworem jest „Ostatnia chwila” skowerowana od Dezertera. Tenże pochodzi oryginalnie z ich płyty „Ile procent duszy?” z połowy lat dziewięćdziesiątych i jest, jeśli się nie mylę, trzecią po Armii i Post Regiment przeróbką polskiego punk rocka wykonaną przez I.T.E. To znowu aluzyjnie fajne powiązanie z określeniem ”odszczepieńcy”, którego użyłem wcześniej, bo przecież nie jest to takie zupełnie oczywiste, że kapele tej proweniencji nagrywają punkowe piosenki. Utwór ten jest na tyle bliski wersji Dezertera, że od razu wiadomo kto za tym stoi. Myślę sobie, że ten wybór na drugą stronę epki nie jest przypadkowy. Wszak wycięte drzewa pojawiają się w obu utworach, a refrenowe wersy: „Jest w tym jakiś ponury symbol, że człowiek rozumny właśnie z drewna, a nie z plastiku produkuje trumny” też jakoś tak łączy się z tekstem z pierwszego kawałka.

Podsumowując- kawał porządnej muzyki, choć krótkawo, ale epka to epka.

Słuchamy w Jamie!

 

In Twilight's Embrace x Dezerter

wróć do listy wpisów