recenzja #332

dodano: 30 lipca 2024

RECENZJA #332

Bolt Thrower- Lp „In battle there is no law” (Vinyl Solution) 1988

By Adam Szulc Barber lipiec 2024

 

Dostałem ten album krótko po jego wydaniu. W paczce wysłanej przez Jima, basistę z Ripcord. Wymieniliśmy się albo na Wolf Spider split z Dragon albo na winyla Moskwy. Forma wymiany to był jeden z nielicznych sposobów zdobywania nowej muzyki, a tę płytę dostałem równo dwa tygodnie po premierze- w tamtym czasie kosmiczna prędkość! Ten placek Bolt Thrower to była w zasadzie jedna z pierwszych dwudziestu, może trzydziestu płyt z mojej kolekcji. Wciąż mam ten pierwszy press, w moim mniemaniu najlepszej ich płyty.

 

Osiem równo poukładanych kawałków po cztery na stronę. Tytułowy otwiera album i zamiata surowizną, brytyjskością i typowym dla angielskiej sceny tamtego czasu wolnym graniem. Potem już leci. Trash metal na obrotach z szybkim darciem japy, jeszcze bez growlowania, ale już z jego zaczątkami. Produkcja jest może nie najwyższych lotów i instrumenty troszkę się zlewają, ale wciąż słucha się tego dobrze. Perkusja nagrana erste klasse. Tak hartowała się stal i tak rodziła się nowa muzyka. To właśnie w tamtym czasie pojawiają się próby łączenia trashu i hardcore’a (znamy wszyscy nowatorskie płyty Agnostic Front [1986], Suicidal Tendencies [1987] czy Broken Bones[1987]), ale Bolt Thrower poszedł na starcie o krok dalej, bo do tej potrawy wrzucili więcej metalu i inspirowali się głównie podziemną sceną angielską. Dodało to ponurego uroku tej muzyce. Mój faworyt to pierwszy utwór z drugiej strony. To „Concession of pain”, którego nie powstydziłby się PowerTrip na najlepszych albumach, a w zasadzie to najbardziej kojarzy mi się z ich najlepszym numerem „Executioner's Tax (Swing of the Axe)”. „Concession of pain” tnie raz za razem, równo jak drwalska siekiera i przygotowuje nas na następne uderzenie jakim jest „Attack in the aftermath”. Po nim czekają nas jeszcze dwa utwory o podobnej konstrukcji: przyczajka, samotna gitara i jazda w kreatorowym tempie z punkowym wygarem, dwiema centralami i wywrzaskiwanymi bebechami po jednym wersie.

 

Płyta totalnie koncepcyjna i zbudowana solidnie na przemyśleniu jaki ma być jej kształt, okładka, muzyka, teksty i całość przekazu. Inspiracje są tu oczywiste: Genital Deformities, Electro Hippies, Napalm Death, Saw Throat, Celtic Frost, Death, Kreator, Concrete Sox, Sacrilege, Discharge i cała masa stench punkowego szajsu z UK, to wszystko tam słychać z totalnie nowatorskim podejściem do trash metalu.

 

Jak na tamte czasy, mimo wszystko jest to świetna produkcja muzyki, którą realizował niejaki Andrew Fryer (znany również z nagrań dla The Stupids, Sink, X Mal Deutschland, Jack Rubies i innych). Mistrzostwem i perfekcją jest okładka autorstwa Paula McHale’a znanego też z późniejszych okładek Bolt Thrower jak i Cerebral Fix czy Memoriam. Bo ilustracja na albumie „In battle there’s no law” jest idealnie umiejscowiona w klimacie swojego czasu i obowiązującej wtedy crossoverowo-deathowej jatki. Anglosaskie, rycerskie, apokaliptyczne, trashowe, rzeźnickie, metalowe, hardcorowe i średniowieczne.

W każdym calu absolutna legenda.

Mój placek oryginał z roku 1988.

Słuchamy w Jamie!

 

BOLT-THROWER

wróć do listy wpisów