recenzja #339
RECENZJA #339
Tomasz Budzyński- DBL Lp „Pod wulkanem” (Metal Mind Productions) 2024
By Adam Szulc Barber wrzesień 2024
Tomasz Budzyński, były wokalista Siekiery oraz aktualny frontman 2TM23 i Armii od lat, z powodzeniem, kontynuuje swą karierę solową. Tarnobrzeżanin z urodzenia, puławianin z pochodzenia, warszawiak z zawodu, a poznaniak z wyboru wydał kolejny album. „Pod wulkanem” jest, jeśli się nie mylę, chyba siódmym autorskim projektem i po raz kolejny świetnie się sprawdza w kontynuacji quasi folkowej i lekko mistycznej maniery. Jeszcze tak na boku dodam, że kilkanaście lat temu wraz z małymi Marceliną i Nikodemem zasłuchiwaliśmy się w pierwszych jego side-projektowych płytach, a oni do dziś z przyjemnością wspominają koncert Budzego, w którym wzięli udział, bo przed laty odbył się on w trakcie jakichś miejskich dożynek na poznańskim Starym Rynku.
Jedenaście nowych utworów nie buja. W nich się pływa jak nienarodzone dziecko w wodach płodowych swojej matki. Jest to nieznana kraina, ale bardzo bezpieczna. Instrumentarium jest gęste, ale nienachalne i na pierwszy rzut ucha wybijają się tradycyjne meble ze strunami wraz z dosadną sekcją rytmiczną. W głębi jednak po cichu uderzają rozmaite przeszkadzajki perkusyjne (trójkat i kastaniety albo tamburyn, a może jedno i drugie), w tym takie nie z naszej krainy („Pieśń wieczorna”) plus akordeon, a z brassowych saksofon i waltornia. Jak wspomniałem wszystko co tu się dzieje jest jak niepoznany las, ale w czasie pełnego dnia. Nie ma krztyny strachu i mimo powtarzanych fraz o czarnym lesie raczej czuć się tu można jak w płytkim leśnym oczku wodnym w otoczeniu potężnego ratownika. Kojarzycie pewnie te malunki sprzed lat, które wieszano w czasach naszych babć w prawie każdym pokoiku dziecka? Chodzi o anioła pilnującego dziecięcia, które wchodzi samotnie do wody. Takie mam refleksje po kilkukrotnym przesłuchaniu „Pod wulkanem”.
Płynę w tej muzyce. Przyjemnie mnie niesie, a odniesienia i prośby do wspomnianego potężnego ratownika są meritum tekstów Tomasza Budzyńskiego na tym albumie. Mam wrażenie, że w tych modłach jestem prowadzony za rękę jak dziecko. Nie przeszkadza mi to, bo czuję, że konceptualność płyty na tym właśnie polega, że przechodzę przez jezdnię na zielonym świetle, wszyscy kierowcy przyjaźnie się uśmiechają, a KTOŚ- dobry przewodnik- na to wszystko z góry patrzy kontrolując by nic i nikomu się nie stało. Moje faworyty to wspomniana „Pieśń wieczorna”, „Pusty przedział”, „Pod wulkanem” i „Rozmowa dusz”.
Ale w zasadzie trudno wybrać jednego zawodnika na pierwsze miejsce. Całej płyty trzeba posłuchać na raz, bez przerw na serial, na herbatę czy siku. Tutaj cała płyta równo wchodzi na szczyt podium, bo uspokaja, odświeża, daje nadzieję, koi, pociesza i sprawia, że nie ma strachu przed niczym. Jest dziełem monumentalnym, bo mało jest w rockowym uniwersum słów bez złości i muzyki bez brutalu. Raczej napinamy się w tej konwencji wszyscy- i muzycy i słuchacze- wskazując wroga nieubłagalnym palcem, patrząc nań argusowym okiem i piętnując jego nieprawości. Tomek Budzyński spokojnie przejeżdża obok tego wszystkiego jak samotny pasażer w pociągu osobowym oglądając świat zza okien, ale jednako skupiając się głównie na kontemplacji konstelacji niebieskich.
Przewijają się tu duchowość, mądrość, spokój i wieczność. Jednakże bez karcenia z ambony i bez krzyku na niewierną gawiedź, bo to Jego Budzyńska opowieść, do której zaprasza nas trochę wstydliwie, ale życzliwie i z szeroko rozłożonymi ramionami. To nagrania o tym, że nie należy się bać przejść przez drzwi na drugą stronę.
Dopełniające muzykę grafiki i porządnie w gejtfoldzie wydane winyle uzupełniają, a w sumie to dokompletowują i dopasowują się do dźwięków. Piękna, ponadczasowa płyta.
U mnie jeden z albumów roku 2024.
Słuchamy w Jamie!
ps. bym zapomniał, znowu jest jaszczurka!
pps. w tej płycie wzięło udział dwoje przyjaciół Jamy: Beata Polak- instrumenty perkusyjne i Piotr Mańkover, który miksował i masterował materiał
Metal Mind Productions x Coverius Studio