recenzja #342
RECENZJA #342
Moby- Lp „Always centered at night” (Republic Of Music) 2024
By Adam Szulc Barber wrzesień 2024
Moby to teraz człek instytucja, autor wielkich hitów i wegański aktywista, a przed laty rozczochrany muzyk znany z punkowej grupy Vatican Commmandos. Jego nowa płyta jest bardziej strawna niż kilka ostatnich dokonań, które, jak dla mnie, były po prostu nudne. Co prawda ten album nie jest w stanie dogonić „Play” (1999), „18” (2002) czy nawet „Hotel (2005) i nie ma na nim przebojów na miarę „Why does my heart feel so bad?”, „In this world” z genialną wokalizą Jennifer Price albo „Lift me up”, ale ma kilka jasnych punktów i jako koncept zapraszania do wspólnego projektu różnej maści i temperamentu głosów, dobrze mi wchodzi. Po kilkukrotnych przesłuchaniach dla mnie placek „Always centered at night” w czołówce albumów roku 2024.
Tak tytułem wstępu tylko dodam, że zawsze trudno pisze mi się recenzje składanek, a za takową uważam najnowszy album artysty z Nowego Jorku. Jest tu bowiem totalna mieszanka wykonawców z całego świata, którzy udzielają mu swego wokalu, a przy okazji wprowadzają swój niepowtarzalny klimat. Pisząc o kompilacjach zawsze muszę złapać do każdej z nich swoisty klucz. Piszę czasem ogólniej, czasem dokładniej, a czasem opowiadam o każdym wykonawcy z osobna i tym ostatnim konceptem posłużę się tutaj. Posłuchajmy zatem razem tej płyciuchy.
Serpentwithfeet to muzyk r’n’b z Brooklynu. Z nim to Moby przygotował pierwszą propozycję na ten album. Elektroniczne pasaże przepływają na wskroś głowy, a melodyjny, acz cichy głos wokalisty koi i leczy. Kolejną zaproszoną jest Lady Blackbird znana jako Grace Jones jazzu. Na co dzień uprawia soul i mieszka głównie w UK, choć urodziła się w USA. Jej wokaliza brzmi jak Macy Gray, z tym, że jest głębsza i taka lekko chropowata, przy Moby’m łapie taki transowy vibe. Po niej na scenę wchodzi Benjamin Obadiah Iqbal Zephaniah. To brytyjski poeta i pieśniarz reggae, który wystąpił w jednym z odcinków serialu „Peaky Blinders”. Tutaj przypomina trochę Steve Wondera, ale bardziej idzie w wierszowaną mono deklamację. Utwór składa się z prostych pytań o wszystko. Następnie pojawia się Gaidaa, która jest Sudanką mieszkającą w Holandii. Na co dzień uprawia lekki pop/soul, a jeden z jej wcześniejszych teledysków ma miejsce akcji w zakładzie fryzjerskim. Tu, w utworze „Transit” wszystko dzieje się powolnie i transowo. Do tego ładne piano i lekki beat sprawiają, że dobre jest to to na wieczorne piątki w domu. ”Wild flame” jest kawałkiem od Danaé Wellington. Jest ona Jamajką z Wielkiej Brytanii, a jej twórczość to spokojne deklamatyczne półśpiewy. Moby dołożył do niej afrykańskie, plemienne rytmy, a pani Danaé z ogromną pasją wyśpiewuje swoje partie. Teraz na scenę wchodzi India Carney z Brooklynu. U niej jest cicho i klimatycznie, ale z wewnętrznym niepokojem, coś tam czai się w mroku…J.P. Bimeni z Burundi to r’n’b ze świetnym głosem, bo jego „Should sleep” to nieoczywisty, ale duży przebój. Od Raquel Rodrigez z L.A dostajemy wokale w utworze „Feelings come undone”. Na co dzień uprawia latino music i te taneczne południowo-amerykańskie flow wyraźnie tu słychać, oczywiście jak wszystko na tej płycie jest to lekko zakamuflowane, takie w wersji a’la Moby. Potem następuje Aynzli Jones z Jamajki. To dość lekki pop w nowoczesnej formule, z której gładko wychodzi utwór „We’re going wrong” bliżej nieznanej mi artystki Brie O'Banion. Ma ona na koncie chyba tylko współpracę z Moby,m, nie doszukałem się niczego więcej. Lekko soulowa Akemi Fox z Manchesteru proponuje nam jeden z najspokojniejszych, ale zarazem najsympatyczniejszych numerów na płycie i prawie wycisza podniosły nastrój. Zaraz za nią funkowa Choklate z Los Angeles i jej „Sweet moon” trzymający się wygaszania klimatu. Całość zamyka José James, piosenkarz barytonowy z Nowego Jorku usypiając resztę tych, która jeszcze do tego momentu dotrwała.
Mimo wszystko potwierdzam to co napisałem we wstępie- w dwudziestce płyt 2024.
Słuchamy w Jamie!
Moby