recenzja #344

dodano: 09 października 2024

RECENZJA #344

Shawn Hess- Lp „Wild onion” (self released) 2024

The Two Tracks- Lp „It’s a complicated life” (self released) 2023

By Adam Szulc Barber październik 2024

 

Po mojej ostatniej, sierpniowej wizycie na festiwalu No Woodstock w Wyoming do zestawu obowiązkowych płyt dołączyły te dwie, o których chcę opowiedzieć. Obaj wykonawcy, zarówno Shawn Hess z zespołem jak i grupa The Two Tracks pochodzą z Wyoming. To środkowo-zachodni stan w USA. Tradycje muzyki country są tam mocne. Ludzie słuchają jej na co dzień, kupują płyty, odwiedzają festiwale i jak mogą wspierają artystów, którzy z krwi i kości wywodzą się z lokalnej społeczności. Zarówno pierwszego wykonawcę jak i drugi zespół udało mi się poznać osobiście, nawiązać relacje i pointegrować się w trakcie imprezy. Sympatyczni, życzliwi ludzie, którzy bardzo ucieszyli się na support z Europy.

 

Shawn Hess muzycznie to była dla mnie nowość. Skromny, ale pewny siebie chłopak w kapeluszu wyszedł na scenę wraz ze swoją kapelą, ale to on jest spiritus movens całego przedsięwzięcia. Gdy zaczął grać pomyślałem, że całe to jego granie brzmi jak nowy soundtrack do „Tańczącego z wilkami”. Z racji tego, że mieszka z widokiem na góry i rancza, a cała najbliższa okolica, w której mieszka jest dziką naturą, to cały ten plenerowy ambaras ma ogromny wpływ na jego twórczość. Mimo młodego wieku sprawia wrażenie niezwykle dojrzałego faceta z latami praktyki scenicznej. Płyta „Wild onion” z piękną okładką opowiada o codziennym życiu w małym mieście i o tym co widać za oknem. Jego muzyka ubarwiona dodatkowo hawajską gitarą i skrzypcami jest określana mianem western noir. Jak sama nazwa wskazuje jest to dość smutne zjawisko, ale dobrze się tego słucha. Choć moim zdaniem bliżej jest mu do blue grass czyli pochodnej bluesa, to najważniejsze, że całość sie broni.

 

Pierwszym utworem jest „’Till it ain’t” i to on definiuje cały album. Powolnie rozkręcający się pełznie powoli jak dym z ogniska nad ranem, a charakterystyczny głos Shawna Hessa, jego akustyczna gitara i wspomniane skrzypeczki nadają ton spokojnej podróży i czuję się tu trochę jak w wagonie trampa przemierzającego Amerykę z widokiem na świat poza autostradą. Nie muszę dodawać, że tramp leci na gapę. Trochę w stylu „wsiąść do pociągu byle jakiego…”…

 

Wciąż się zastanawiam czy album ten wejdzie do mojej czołówki płyt 2024, bo naprawdę jest to wyjątkowa rzecz.

The Two Tracks znałem już wcześniej, a tę płytę podsłuchiwałem w streamingu. Mąż i żona Huebner z dwoma przyjaciółmi zmontowali band, który cały wywodzi się z tamtejszego, prowincjonalnego w dobrym tego słowa znaczeniu grania. Używają tradycyjnego instrumentarium czyli gitar, basiora i perkusji, ale grają też na harmonijce, wiolonczeli i różnorakich przeszkadzajkach. Ich ostatnia płyta „It’s a complicated life” ukazała się latem 2023 roku, ale na winylu udało mi się ją zdobyć dopiero w trakcie wakacyjnego koncertu. Muzyka na tym albumie to spokojna americana z countrowymi wstawkami. Trochę melancholijna, trochę senna, mocno nostalgiczna i taka, no właśnie, amerykańska! Czuć tu prerię,  bezkresne przestrzenie, przepiękną przyrodę i nieskrępowaną wolność wyzierającą z każdej nuty. To zresztą było widać i słychać w trakcie ich koncertu pod wielkim, chciałoby się rzec gwieździstym niebem Wyoming… Świetna płyta z kilkoma jasnymi punktami w postaci pierwszego utworu „Canyon wren”, który niesie przez góry, mocno countrowego „In the morning” czy mojego ulubionego „Shiny penny”. Na płycie na przemian śpiewają oboje małżonkowie, a ekipa tnie z przytupem jak trza.

Obu słuchamy  w Jamie!

 

The Two Tracks x Shawn Hess

wróć do listy wpisów