recenzja #350
RECENZJA #350
Nails- Lp „Every bridge burning” (Nuclear Blast Records) 2024
By Adam Szulc Barber listopad 2024
Widziałem ich na żywo w 2010 roku w Londynie. Supportowali wtedy belgijski Blind To Faith i dali naprawdę niezły gig. Byli świeżo po wydaniu debiutanckiego „Unsilent death”, ale było widać, że zaczynają się coraz mocniej rozpychać w ekstremalnym hardcorze. Mimo, że band pochodzi z Kalifornii, to nie jest to melodyjne la la la, tylko rzeźnicki gniew i młodzieńcza (wtedy) frustracja wylane całymi kubłami na słuchacza.
Nowy album zmiata z podłogi. Dziesięć porządnie skonstruowanych numerów pokazuje, że w muzyce z pogranicza dis-core’a, grindu, death metalu i punk rocka można wciąż kombinować i wymyślać nowe rzeczy. Ta płyta nie jest specjalnie odkrywcza, bo mocno w powrocie do skandynawskiego brzmienia z połowy lat osiemdziesiątych- tu strój jest ustawiony bardzo, ale to bardzo nisko-jednakże czerpanie z różnych źródeł inspiracji i dołożenie do tego nowoczesnej produkcji z mnogością najmocniejszych gatunków, w tym wspomnianych wyżej, daje radę. Słychać też, że nie gardzą także pomniejszymi odłamami tamtych jak stench punk, noise czy ultra fast core tworząc swoją wariację na temat.
Od pierwszego utworu maszyna rusza z kopyta. Speedowe tempo, totalna galopada, wrzask na pograniczu growlu i doskonałe zwolnienie na końcówce pokazują siłę całego zespołu. Utwory nie trwają dłużej jak dwie minuty, a takie „spokojniejsze” z nich jak na przykład ostatni z pierwszej strony „Lacking the ability to process empathy” pokazują troszkę inne oblicze kapeli. To miałem zresztą na myśli pisząc wyżej o kombinowaniu w ekstremalnych rozgrywkach, bo tenże utwór brzmi jak te industrialno-noisowe kawałki Napalm Death, jeśli ktoś wie o czym mówię. Bardzo lubię tytułowy. To trzeci kawałek na płycie. „Every bridge burning” to mielenie kotłów, tempo Extreme Noise Terror, duch starego kalifornijskiego trashu, kapinkę starego Motörhead, szczypta prostego punk rocka i dużo dispunka ze Szwecji. Piękna przyczajka w połowie numeru i zero litości- dobrze to brzmi.
Lubię tę płytę, bo od mojego pierwszego spotkania z tym zespołem, lat temu czternaście, do teraz zrobili ogromny postęp, ale wciąż trzymają się swojej konwencji. Trzy razy na tak! Przede wszystkim wiedzą już czego chcą, wyrobili się po latach wycierania desek scenicznych w każdej dziurze w Stanach i dziesiątkach za granicą, ale wychodzi im to na dobre. Powoli docierają do sedna sprawy, a takie kawałki jak „Trapped” czy „Dehumanized” pokazują nowoczesne oblicze grindowo-punkowej nawalanki. W sumie to kwintesencja hardcorowej wścieklizny.
Jedna rzecz jest jeszcze w tym wszystkim ważna. Nails pochodzą z Oxnard na zachód od Los Angeles i to tam właśnie (w Oxnard rzecz jasna) dobre czterdzieści lat temu narodził się nurt w punkowej muzyce zwany Oxnard Hardcore lub Nardcore. Wybitnymi przedstawicielami gatunku były grupy skupione wokół wytwórni Mystic Records- Dr. Know, Ill Repute, False Confession, RKL, Stalag 13 i inne- i ten surowy beat z tamtych czasów też tu, na nowej płycie Nails, jest.
W moim rankingu „Every bridge burning” plasuje się na pewno w dwudziestce najlepszych albumów tego roku. Mój placek na przezroczystym zielonym.
Słuchamy w Jamie!
Nuclear Blast x Nails