recenzja #352

dodano: 20 listopada 2024

RECENZJA #352

Rattus- Lp „Rikki” (Criminal Attack Records) 2023

By Adam Szulc Barber listopad 2024

 

Fiński Rattus to legenda hardcorowego punk rocka jeszcze z początku lat osiemdziesiątych. To jeden z tych zespołów, na którym oparłem swą wieloletnią miłość do dystopijnych rysunków na okładkach hardcore- punkowych płyt. Stylizowane czachy, grzyby jądrowe, przerysowane irokezy, koślawe zombiaki i tym podobna stylistyka była bardzo modne w tamtym czasie, bo po pierwsze zbliżał się rok 1984- orwellowska przepowiednia totalnej kontroli, po drugie zimna wojna miała swoje apogeum w postaci napinania muskułów na obu półkulach i po trzecie młodzi ludzie powiedzieli mainstreamowi z ich ładnymi buziami, czystymi garsonkami i białymi kołnierzykami zdecydowane NIE, organizując swoją scenę po swojemu. 

 

To właśnie rattusowe ryciny z tamtego czasu wywarły na mnie największe wrażenie i potęgowały moc punkowego ruchu jako siły absolutnie sprawczej, bezwzględnie dynamicznej i do bólu aktywnej. Do tego ich muzyka- bezkompromisowa, surowa, bezwzględna jak walec drogowy i przy tym- w tym cudownym fińskim języku.

 

Przez lata jakoś straciłem ich z peryskopu, aż tu nagle gdzieś mi wyskoczyło info- ach te socials podpowiadające zainteresowania i wyniki- że Rattus wydał nową płytę „Rikki”. Zatem wsiadam w punkowy traktor, biorę słownik fińsko-polski do ręki, zakładam strój ochronny anti-zombie i chcę zacząć słuchać. 

 

Najpierw rozpoczynam jednak od kontemplacji rysunków na okładce i konstatuję, że sytuacja jest niezmiennie fantastyczna czyli panowie wciąż otaczają się gnijącymi podrobami wyrastającymi z apokaliptycznej czaszki, która posiada irokeza z kul karabinowych. Również w obu naszych Jamowych składankach używaliśmy podobnego motywu prosząc ilustratorów o wrastające naboje w miejsce mohawka. Za tę ilustrację do okładki nowej płyty Rattus odpowiada niejaki Sean Fitzgerald, który współpracował już z wieloma festiwalami przygotowując im logotypy, ale też rysował dla zespołów i magazynów ze sceny punkowej. Extreme Noise Terror, Profane Existence, Riistetyt (żeby znów przez chwilę pobyć w zimnej Finlandii) czy Raw Noise to kilka rzuconych randomowych nazw, bo jest ich dużo, ale to dużo więcej. Zatem korelacja rysunkowa z Jamą jest, więc teraz spokojnie startuję z muzyką.

 

Trzydzieści minut dźwięków zepsutej piły tarczowej, z brzmieniem gitar na niskim stroju, z pełzającym jak kuchenne robactwo basiorem, motorycznymi beczkami w tle, z ochrypłym od nadmiaru procentów wokalem i jego próbami monodeklamatycznego śpiewu (choć czy śpiewem można nazwać te gardłowe wyrzuty prosto z trzewi wokalisty Jouni Rantanena?) to stary, ale wciąż jary punk rock to the bone. Zatem jak punk to punk i tu także nie ma zmiłuj. Nie ma głaskania muzyki na stole mikserskim, żeby to dopasować do tak zwanych standardów współczesnych produkcji. Równe tempo, stałość w uczuciach do kanonu i nieprzejednaność tworzenia tych samych numerów przez czterdzieści lat sprawiają, że dla osób zaznajomionych z tematem to będzie perełka, a dla mniej wprawnego słuchacza ból uszu murowany. Bo Rattus czyli Szczur nie szczypie się w tańcu. Numer za numerem nie mają dla nas żadnej litości. Jest ponuro, ascetycznie i trochę barbarzyńsko. Mój odbiór jest taki, że w zasadzie cała płyta brzmi jak jeden długi kawałek. Mimo tego chcę zwrócić szanownych czytelników uwagę na utwory, które na to zasługują. Mowa o „Hullunpilli” (troszkę pokombinowany surowy hardcore na bazie rockandrollowego wsadu), „Sairas Mieli” (nieprawdopodobne, ale tu jest melodia!), „Järjen Valo” (ciekawy riff przewodni z solówką) i mój ulubiony „Järjetöntä Vihaa” - wściekły czad w starym stylu. Świetnym zwieńczeniem jest ostatni numer „Kaikkeni Tein”, który zamyka album nie pozostawiając wątpliwości, że Szczur cały czas ma coś do zrobienia i opowiedzenia. Porządny kawał winyla.

 

(a co do słownika, to zostawię Was z tymi tytułami do przetłumaczenia- a co, pomęczcie się trochę).

Słuchamy w Jamie!

 

Rattus Official x Criminal Attack Records

wróć do listy wpisów