recenzja #369

dodano: 11 marca 2025

RECENZJA #369

Mob 47- Lp „Till du dör” (D-Takt & Råpunk Records) 2025

By Adam Szulc Barber marzec 2025

 

Szwedzki desant ostatnio często u nas gości. Byli Refused i Skamfläck (wokalista pierwszego osobiście), niedługo pojawią się recenzje Vännäs Kasino i The Baboon Show, a dziś legenda tamtejszego D-beatu: Mob 47 i ich najnowszy, a w zasadzie pierwszy, mimo czterdziestu lat kariery z okładem, album „Till du dör”, co się na nasze tłumaczy „aż do śmierci”.

 

16 kawałków w 20 minut. Tyle suche liczby. Poza tym petarda i same emocje.

D-beat z tego kraju śpiewany w języku ojczystym jest czymś wyjątkowym na skalę światową. Szybkość, przejrzystość i jakość tej muzyki rozbrajają mnie. Cały czas tempo, krótkie soczyste kawałki i świetne aranżacje w tym dość- nie ma się co oszukiwać- zmurszałym i trudnym do zmian- gatunku. Panowie są już w tak zwanych swoich latach, wszak pierwsza epka to rok 1984, a nie ma u nich żadnego dziadowania czy próby udawania, że są kimś innym. Mob 47 wciąż jest tym samym zespołem, którego słuchałem w ósmej klasie dzięki audycjom Tomasza Ryłko.

 

Tu nie ma ściem, niepotrzebnych dźwięków, udawanych wstępów albo nakręcających czas rozbiegówek. Bębny zasuwają niemiłosiernie, gitara szoruje w tempie, bas pędzi z perkusją, a wokal drze się jak za starych dobrych lat. Mob 47 serwuje czystą esencję. To eliksir diszczerdżowego hardcore’a i powrót do najpiękniejszych (według wielu fanów) czasów skandynawskiego punk rocka. Kto lubił Anti Cimex, Totalitär, Avskum, Crude Society System czy Bedrövlerz, ten pokocha ten album. Bo szwedzka scena ma w sobie coś takiego, że potrafią w hałasie zbudować melodię. Już nie chcę tu przypominać nieśmiertelnej Abby, ale wiele punkowych i metalowych kapel stamtąd ma w sobie tę cechę tworzenia chwytliwych przebojów. Na nowej płycie Mob 47, mimo ostrości i żyletki w głośnikach, są- a jakże- melodie. W zasadzie w każdym numerze, w tej wściekłej punkowej galopadzie można wyłapać jakiś szlagwort. Nie mam tu jakiegoś ulubionego numeru, bo ta płyta jest konceptem. Totalnie antyestabiliszmentowym i proniezależnym, bez niepotrzebnej maniery czy napinki. Zresztą widziałem na żywo, że nie robią z siebie nie wiadomo kogo, a ich ostatnia trasa to skłoty i małe kluby.

 

Kilka dni temu byłem na ich koncercie w Coretexie. Kameralna impreza dla kilkunastu osób, podczas której zagrali same przeboje z pierwszego singla plus dwa-trzy inne stare numery. Całość trwała może z piętnaście minut, a „Kärnvapen Attack” i „Animal Liberation” rozgrzały publikę do czerwoności. Niedługo zagrają w Poznaniu, może też wpadnę.

 

Moja wersja w rozkładówce, placek na czarnym. Polecamy do spółki z wokalistą i basistą.

U mnie pierwszy album roku 2025.

Słuchamy w Jamie!

 

Mob 47 x CoreTex

wróć do listy wpisów