
recenzja #374
RECENZJA #374
Rage Against The Machine- Lp „Democratic National Convention 2000” (Sony Music) 2000/2018
By Adam Szulc Barber marzec 2025
Rage Against The Machine.
Mimo, że od lat nie nagrali niczego nowego, to ich różnorakie bootlegi, koncertówki i odpady z sesji co jakiś czas pojawiają się tu i ówdzie budząc różne emocje, a zwłaszcza poruszając wszystkich, którzy pamiętają ich z czasów pierwszych studyjnych albumów.
„Democratic National Convention 2000” z 14 sierpnia rzeczonego roku to kolejna dwunastocalówka, tym razem z protestów przed zborem Partii Demokratycznej na trzy miesiące przed wyborami prezydenckimi Bush-Gore. Policja, zamieszki i tysiące ludzi w roli głównej, czyli chaos, muzyka, zadyma, rewolucja i polityka. RATM w najczystszej formule.
Ale po kolei. Ta króciutka, bo ledwie sześcioutworowa epka koncertowa ukazała się oficjalnie osiemnaście lat po nagraniu na coroczne święto płytowych maniaków, czyli Record Store Day. Niedawno została wydana ponownie na przezroczystym placku i co w tym wszystkim od początku istnienia zespołu było najbardziej kontrowersyjne, ukazała się jak i wcześniejsze dokonania dzięki major label. Całe pokolenie słuchające mocnej muzyki w latach dziewięćdziesiątych wychowało się na dźwiękach Rage Against The Machine. Ich absolutnie skrajna postawa i ekstremistyczne teksty zyskały sobie wtedy rzesze zwolenników, w tym niżej podpisanego. Funky, punk, hardcore i metal wymerdane razem w anarchistycznym sosie z koktajlami Mołotowa w tle, działały jak benzyna kubłami lana na rozpalone głowy. Wielu z nas po latach patrzy na wszystko inaczej i tak jak ja odcina się od radykalnej postawy głoszonej przez muzyków, ale w tamtym czasie mając lat dwadzieścia robiło to wrażenie i gotowało krew.
Zatem po trzy przeboje na stronę. Wszystkie znane miłośnikom zespołu i wszystkie przesłuchane setki razy w różnych wersjach. „Bulls on parade”, „Testify”, „Guerilla radio”, „Sleep now in the fire”, „Freedom” i „Killing in the name” brzmią świetnie i są tu wyśpiewywane przez wszystkich. Widać też, że czas, temat i miejsce wywołują ogromne emocje wśród zebranych.
Jakość nagrań jest bardzo dobra. Realizatorzy wersji winylowej panowie Mike Placentini i Darren Salmieri, znani w branży muzycznej, dołożyli wszelkich starań, żeby ta płyta spełniała normy wyśrubowanych norm producenckich, a jednakowo, żeby nie utraciła koncertowej energii. A dynamika jest tu potężna, bo ci czterej panowie przez swoje zerojedynkowe podejście do świata nie certolili się w tańcu łącząc silny przekaz z potężną i emocjonalną muzyką.
Żałuję, że nigdy nie widziałem ich na żywo. Kiedy grali w Warszawie w 1994 roku nie mogłem się wybrać, a w 2020 zamknęli świat i też się nie udało. Na razie członkowie zespołu zapewniają, że nie będzie come backu…zobaczymy…
Ciekawy powrót wspomnieniowy. Słuchamy w Jamie!
Rage Against The Machine x CoreTex