recenzja #384

dodano: 27 maja 2025

RECENZJA #384

Machine Head- Lp „Unatøned” (Nuclear Blast Records) 2025

By Adam Szulc Barber maj 2025

 

Byłem zauroczony debiutem tej grupy. Miało to miejsce trzydzieści lat temu z wąsem i na fali różnych ekstremalnych rzeczy, których wtedy słuchałem miało to w sobie coś wyjątkowego. Może trochę za dużo tam było metalucha, a mniej tak lubianego przeze mnie hardcore’a, ale dawało to nadzieję na rozwój i kierunek mocnej muzyki.

 

Nowy album to już pewnie z dziesiąty albo i lepiej, i nie ukrywam, że miałem nadzieję, że nasz polski desant czyli gitarzysta Decapitated Wacław Fogg Kiełtyka załapie się na granie studyjne w tym składzie, wszak przez dłuższą chwilę wspierał ich koncertowo.

 

„Unatøned” ukazał się pod koniec kwietnia i przynosi dwanaście nowych kompozycji. Pierwszy, czyli „Landscape øf thørns” jest tym co zawsze lubiłem w tym zespole. Gruntownie przepracowana rzemieślnicza jatka, choć od dawna nie lubię tych kontrastów śpiewnych. Jednakże w momentach szybkich idzie to w dobrą stronę. Ten numer ma w sobie sporo hardcorowych inspiracji, choć te nu metalowe partie są na dłuższą metę irytujące. Jest on trochę takim wzorcem metra dla tej płyty, bo następne są podobnie skonstruowane i sądziłem, że Machine Head anno domini 2025 zaskoczy bardziej i zachwyci mnie czymś więcej. Dobre melodie są tu dobrze skrojone, dodatkowe zagrywki fajnie urozmaicają, niski strój gitar jest zgodny z kanonem gatunku, świetnie nagrany beat jest mocno połamany, a chińska blacha perkusisty nader często w użyciu. Mimo tych plusów, to nowe dzieło jest takie- tu użyję słowa, które ustaliliśmy z jednym z naszych klientów, również dziebko rozczarowanym fanem wielkiego M.H.- bezpieczne. Ekstremalna muzyka, która jest dobrze podana, ale sos jest mdły, żeby kogoś nie poskręcało.

 

Da się tego oczywiście słuchać, a w naszym barber shopie nie takie rzeczy były odtwarzane. Mam jednak nieodparte wrażenie, że zespół położył ogromną, a może nawet zasadniczą wagę na produkcję tych nagrań. Produkcja ta jest po amerykańsku wycyzelowana do granic. Nie da się ukryć, że wszystko się tu zgadza, ale trochę to brzmi jak gonienie za własnym cieniem. Chyba, że jest to wyrachowane myślenie o słuchaczu z gimnazjum, który chce hałasu, ale złamanego melodyjnym śpiewem.

 

Lubię odpalić ten album, bo pokazuje mi, że muzyczne przekraczanie granic możliwości instrumentów jest możliwe. Jednak ja ze swoim punkowo- hardcorowym duchem wolę gdy zespoły nie umieją się dobrze nastroić, a grają z sercem wywalonym na strunach. Tu mi trochę tego brakuje.

 

Dla Machine Head duży plus za dwa utwory z tej płyty: „Dustmaker” zamykający pierwszą stronę, który jest jakąś elektro wersją ich samych i beczkowozowy wstęp do „Addicted tø pain”. Wysypane pyry na półkotły i centralę to to co tygrysy lubią bardzo bardzo, a nawet bardziej.

Słuchamy w Jamie!

 

CoreTex x Nuclear Blast x Machine Head x Decapitated

wróć do listy wpisów