
recenzja #388
RECENZJA #388
Lazy Class- Lp „The dawn to come” (Bad Look Records) 2025
By Adam Szulc Barber czerwiec 2025
Nie taka leniwa musi być ta ekipa, że chce im się robić próby, pisać kawałki, jeździć z koncertami i sprzedawać merch. Czyli możliwe, że to tylko taka poza, że niby nie lubią pracy? Może źle wybrali codzienne zajęcie, więc może go nie lubią, ale nikt nie broni im pracować w zespole Lazy Class i z tego żyć. Czy wtedy też będą leniwi? To zespół się pewnikiem rozsypie. Ciekawe rozważanie, muszę ich kiedyś o to zapytać…
Ale pomijając moje dywagacje co do nazwy. Lazy Class to już nie taka młoda ekipa z Warszawy. Super trio panów dochodzących czterdziestki. Istnieją ponad dziesięć lat i „The down to come” to ich kolejna, choć w sumie trudno mi się doliczyć która pozycja w dyskografii, bo mają dość obfitą ilość różnych wydanych nagrań. Jakkolwiek ten album ukazał się w kwietniu tego roku, więc jest świeżutki jak liście laurowe z pewnych polówek.
Jedenaście porządnych, mocnych kawałków. Surowe, szorstkie, męskie, bez obcyndalania i ściemy. Tak się gra proszę państwa street punka w trzeciej dekadzie XXI wieku w stolicy. Nie ma wstydu- jest ogień w żyłach. Te numery odśpiewane w trzech językach, z kibolskimi zaśpiewami, symbolicznymi lyrikami i wywaloną na wierzch wściekłością na wszystko dookoła, robią dobrą robotę.
Panowie przygotowali bardzo sprawne utwory w manierze Liberty & Justice, The Analogs, Zbeer i klasyków jak Cock Sparrer czy choćby Blitz. Ogólnie styl jest skinowski, czyli oprócz muzyki dopasowanej do Oi gatunku zobaczymy odpowiednie buty, koszulki z wyżej wspominanym już wieńcem czy zielone fleki. Wszystko to co w moim młodszych czasach identyfikowało takich zawodników jako drużynę absolutnie przeciwną i sprawiało, że w hardcorowej scenie zapalały się ostrzegawcze czerwone lampki. Na szczęście teraz już nie ma strachu na koncertach, a panowie z Lazy Class mogą także spokojnie je grać i nikt o nich nie mówi, że są kontrowersyjni. Po prawdzie fryzurki się nie do końca zgadzają z kanonem, a w dawniejszych czasach znaczenie miały jeszcze kolory sznurówek i szelek, więc może to jest powód, że nie wyglądają jak z okładek Screwdriver. Poza tym materiał został nagrany w Mustache Studio, a widział kto kiedy skina z wąsem?
Ciekawym zabiegiem jest skowerowanie utworu „Botas y Tirantes” legendarnego zespołu Decibelos z Hiszpanii. Kapela ta istniała w latach osiemdziesiątych i jej status ważnego zjawiska na lokalnej scenie Oi punk jest niezaprzeczalny. Traktuję to jako szacunek i oddanie hołdu starszym kolegom. Tym fajniej, że odbywa się to w ojczystym języku Katalończyków. To zresztą nie jedyny utwór Lazy Class odśpiewany w języku Julio Iglesiasa, bo wszystko wieńczy „Prisionero del passado” co się przekłada na więźnia przeszłości. W ogóle ekscytuje mnie fakt, że utwory płyną w trzech językach, bo to nam pokazuje internacjonalność współczesnego świata z jednoczesnym szacunkiem do spraw lokalnych. Podoba mi się takie połączenie.
Moimi faworytami są tytułowy- tempo, dynamika i serce na patelni, straightedgeowe „To miasto”, i wspomniany cover hiszpańskich desperados.
Świetna płyta.
Słuchamy w Jamie!
LAZY CLASS x Bad Look Records x Liberty & Justice