recenzja #405

dodano: 16 września 2025

RECENZJA #405

Vinnie Stigma- Lp “Outlaw” (Generation Records) 2025

By Adam Szulc Barber wrzesień 2025

 

Vinnie Stigma to prawdziwa legenda, a nawet muzyczna i okołomuzyczna instytucja. Zresztą od czasu do czasu gości na tych łamach. Nowojorczyk z krwi i kości, gitarzysta Agnostic Front i prowadzący kilka pobocznych projektów jak hardcorowa grupa Stigma, tatuażownia New York Hard Core Tattoo czy Jego najnowsze dziełko jakim jest solowy zespół wykonujący muzykę z pogranicza blues’a, Americana i country. Nawet jeśli ktoś tylko powierzchownie interesuje się muzyką niezależną musiał trafić na to nazwisko, a jeśli Go kiedykolwiek zobaczył na żywo, ten wie, że z Vinniego Stigmy jest wyjątkowy egzemplarz.

 

Jak wspomniałem, ten hardcorowiec i prekursor nowojorskiej sceny gatunku tym razem wziął się za bary z muzyką dla Niego na co dzień nieoczywistą. W tym celu porozumiał się z niejakim Chinem Hanna (U.S.Bombs, TSOL) i wziął część muzyków z Gogol Bordello i The Aggrolites, a w celach wizerunkowych założył kowbojski kapelusz. Wyszedł materiał zjawiskowy.

 

„The outlaw” czyli banita to słowo wymawiane w XIX wieku przez dobrych ludzi ze strachem. Oznaczało tego wyjętego spod prawa, który z prawa niewiele sobie robi i którego jedyną zapłatą za niecne czyny powinien być stryczek. Z kolei dla banity przezwisko outlaw to powód do dumy i ciągłej zabawy w policjantów i złodziei z szeryfami i rzeczonymi dobrymi ludźmi. Najczęściej kończyło się to tak jak napisałem wyżej, chyba, że outlaw miał szczęście zginąć od kuli, najlepiej w butach.

 

Tu mamy zestaw dziesięciu utworów, w tym chyba tylko jednego covery, a mianowicie „Already dead” od grupy Rancid przerobione na spaghetti western modłę. Ten kawałek to pyszota i dostajemy go jako drugiego na płycie. Ale kto lubi Vinniego zaakceptuje całość, a tak jak ja biorę to bez żadnego ale. Słucham tego albumu z przyjemnością, gęba mi się cały czas cieszy i oczami duszy widzę Kierownika jak przebrany za kowboja błaznuje na scenie. Tak, myślę, że dystans do siebie to jest to co tego człowieka trzyma przy życiu.

 

Fajna płyta z kilkoma jasnymi punktami w postaci wspomnianego „Already dead”, ale genialny jest na przykład „Jesus ain’t gone (he’s just in jail)” i zamykający płytę „Bourbon & blues”. Na tym placku Vinnie pokazuje, że umie śpiewać, że Americana jako gatunek nie jest mu obcy, choć ona pewnie płynie we krwi każdego amerykańskiego muzyka i że hardcorowiec w tym wieku nie musi nikomu nic udowadniać. Zresztą po obejrzeniu teledysku do „Already dead” każdy będzie wiedział, że ten facet ma charyzmę 100 pro, ale przy tym jest ziomem z sąsiedztwa i do kaktusów strzela nader celnie. Poza tym cały ten cepeliowo- westernowy sznyt jest jak z „Bonanzy”. Ktoś nie lubił?.

Ja jestem na tak!

 

Dodam, że nie pierwszy to raz, gdy muzycy punkowych/hardcorowych proweniencji flirtują z country. Dość wspomnieć Chucka Ragana (Hot Water Music) czy Tima Barry’ego z The Avail. Zatem Vinnie świetnie wpisał się w konwencję, a Jego komiczno-poważny styl i ekscentryczna maniera Króla Światowego Hardcore’a dobrze sprawdzają się w tych nagraniach.

 

Z okazji zbliżających się 70-tych urodzin Mistrza od nas najlepsze życzenia, a album „The outlaw” u nas plasuje się w pierwszej dyszce płyt roku 2025.

Słuchamy w Jamie!

 

CoreTex x Agnostic Front x Generation Records x Stigma x The Aggrolites x Gogol Bordello x Durabo

wróć do listy wpisów