recenzja #409

dodano: 07 października 2025

RECENZJA #409

Cody Jinks- Lp „In my blood” (Late August Records) 2025

By Adam Szulc Barber październik 2025

 

Po ubiegłorocznym albumie tego artysty (mam na myśli „Change the game”), czekałem na tę płytę, bo tamta dopiero zapoznała mnie z wykonawcą i rozbudziła apetyty na jego twórczość. Tu już z grubsza wiedziałem czego się spodziewać, więc zapisałem się w streamingu na odsłuch, a płytę kupiłem tam, gdzie kupuje się płyty z muzyką country, czyli w samym Nashville.

 

Zasłuchuję się w tych nagraniach mocno. Sprawiają mi ogrom przyjemności, bo są poukładane z sensownych puzzli, ale też z ładnych melodii. Muzyka na „In my blood” jest jak ciężki i powolny dym z ogniska. Jest spokojna i pnie się słupem do nieba, ale ma w sobie dużo żywiołowości i dynamiki, które przy lekkim powiewie wiatru rozwiewają się jak rzeczony dym. Jest tu z jednej strony coś takiego przewidywalnego, wszak to country ze zwrotkami i refrenami, a z drugiej jest tam pewna doza naturalnego stanu rzeczy, której nigdy nie da się wyregulować, a ona jak rzeka płynie bez względu na to czy tego chcemy czy nie.

 

Jedenaście pięknych numerów przesłuchuję z zamkniętymi oczami i nasuniętym kapeluszem przypominając sobie moje wyprawy po bezkresnych bezdrożach Stanów Zjednoczonych. To tam króluje ten rodzaj muzyki. Gdy jednak w końcu dojedzie się do zaludnionego miejsca, to wkoło znajduje się samych życzliwych ludzi. 

Muzyka drogi. Muzyka serca. Muzyka ludzi. Muzyka prowincji.

 

Nie ukrywałem nigdy, że w Ameryce najbardziej lubię interior, a w nim małe miasta, duże odległości i muzykę w lokalnym radio. Między innymi grają tam artystę Cody Jinksa pochodzącego z Teksasu. Prawie się spotkaliśmy, gdy rok temu śniadałem w Deadwood w Południowej Dakocie. Był tam kilka dni przede mną i zostawił swoje zdjęcie na ścianie popularnego dinera. Może kiedyś?

 

Wszystkie utwory na tej płycie bardzo lubię. Chyba najbardziej jednak otwierający „Better than the bottle”, bo jest archetypicznym utworem gatunku, w tradycyjnym wydaniu bez tych disco zaśpiewów tak popularnych teraz w tej muzyce. Świetny jest kawałek „The others” z wigorem i porządnym tempem do potupajki na klepisku. Choć chyba najchętniej słucham tytułowego numeru, w którym Cody jest wspierany przez dość specyficzny band i jego lidera. Mowa o postaci o personaliach Charlie Starr z kapelą The Blackberry Smoke z Atlanty grający na co dzień przyzwoity Southern Country Rock. Ten utwór to jednak Americana w najlepszym stylu. Wolna, majestatyczna i nie musząca nikomu nic udowadniać. Piękne to, zawracam igłę i katuję dalej.

 

Warto dodać, że Cody ma ciekawą przeszłość muzyczną. We wczesnej młodości grał na gitarze w teksańskim metalowym zespole Unchecked Aggression wzorując się wtedy na najsłynniejszej grupie ze stanu, czyli Panterze. Po rozpadzie zespołu wziął się za country, czyli za muzykę, na której się wychował. Dziś jest jednym z najpopularniejszych wykonawców gatunku, a jego troszkę rebelianckie i buntownicze country ma sporo zwolenników zwłaszcza wśród tradycjonalistów tego rodzaju muzyki, do których należy niżej podpisany.

 

Jestem już pewien, że nowy album Cody Jinksa znajdzie się u mnie w dwudziestce najlepszych płyt 2025 roku.

Słuchamy w Jamie!

 

Cody Jinks x Late August Records x Durabo

wróć do listy wpisów