recenzja #41

dodano: 27 marca 2019

RECENZJA #41

Grabaż i Strachy Na Lachy – LP „Grabaż i Strachy Na Lachy” (S.P.  Records)  2003 / 2018

By Adam Szulc Barber styczeń  2019

Pozostajemy jeszcze w klimacie świątecznym i zaczynamy Nowy Rok 2019 recenzją i słuchaniem karnawałowych rytmów.

Pierwsza płyta Strachów po raz pierwszy na winylu! Piętnaście lat od ukazania się tego albumu na kompakcie to nie jest aż tak długo, więc wszyscy spokojnie czekaliśmy i jest!

Miałem przyjemność dostać egzemplarz od Grabaża na Gwiazdkę- przypominałem sobie ją przez Święta i spokojnie teraz recenzja. Gwoli recenzenckiej przyzwoitości dodam tylko, że: płyta ta po raz pierwszy jest na placku, po drugie moja kopia ma numer 002 (!), po trzecie są to dwa winyle i każdy kolekcjoner płyt wie, że S.P Records pakuje placki na odwrót czyli wyciągają się do środka, a nie na zewnątrz- tu też tak jest!-po czwarte na każdym placku są po trzy utwory, a po piąte zapomniałem trochę tych nagrań i dlatego z ciekawością do nich wróciłem.

Album ten jest jak już wspomniałem pierwszym i równoległym do Pidżamowych impresji i czuć tu już nowego, trochę spokojniejszego ducha niż w jakby nie patrzeć punkowej PP. Mniej tu jest rebelii „in your face”, a więcej zasłonki, zawoalowanych i dojrzalszych  tekstów, spokojniejszych rytmów, więcej piosenek, ładnego śpiewania, przyjaznego grania i tych przebojowych melodii, którymi będą się charakteryzować w przyszłości kolejne kawałki Strachów.

Przede wszystkim pierwszy „Grabaż i Strachy Na Lachy” zawiera ich wielki hit czyli „Raissa” (Gorbaczow??!), potem „Krew z szafy”, „BTW Mamy tylko siebie” i mój ulubiony- no tak jestem trochę sentymentalny- „Ballada o Tolku Bananie”, który jest coverem czołówkowej, serialowej piosenki z 1973 roku. Tolek Banan dla każdego z mojego pokolenia to kultowa postać z książki Bahdaja czytanej z wypiekami pod kołdrą i serialu Jędryki oglądanego w każde wakacje. Dla nas to był ubek i zetesempowiec, ale mimo wszystko wtedy był romantykiem, pięknie opowiadał i rozbudzał marzenia. I nadal nie jest to postać kompletnie zła ani jednoznacznie dobra- chciał wychowywać tych chłopaków z podwórek, tylko był na usługach systemu albo chciał to robić w ramach systemu...

 

Ale Grabaż lubi takie postaci. Lubi jak coś nie jest oczywiste. Lubi grać sobie z nami półsłówkami, metaforami i przypominać takich półautsajderów jakim był Tolek Banan. A fragment tekstu: „Gdzie świat szeroki, droga daleka, pod dachem utkanym z gwiazd, księżyc mu kumplem, głód był kolegą, tak przewędrował sto miast” to romantyzm, włóczęgostwo i utopia w jednym- wspaniałe!

Płyta jest spokojna, choć karnawałowo taneczna. Ma w sobie potencjał, który my już znamy, bo po niej było kolejnych siedem i każda coraz lepsza i coraz bardziej dojrzała.

Czekam na dwa ostatnie placki czyli „Autora” i „Zakazane Piosenki”- covery Jacka Kaczmarskiego i polskich punkowych kapel.

Słuchamy i polecamy (nie tylko) w karnawale w jamie!

wróć do listy wpisów