recenzja #410

dodano: 14 października 2025

RECENZJA #410

Phantom- Lp „Nie patrz na mnie tak. Setka w Łodzi” (No Pasaran Records) 1982/1984/2025

By Adam Szulc Barber październik 2025

 

Łódzka scena rockowa z początku lat osiemdziesiątych jest nazywana polskim Manchesterem. Miejskie scenerie wyglądające po trochu jak z „Metropolis”, „Ziemi obiecanej”, „Miasteczka Twin Peaks” i „Wielkiego rockandrollowego szwindla” przeplatają się tam zresztą do dziś. Muzyka, kamienice, bloki, ulice, fabryki, kluby, kawiarnie, ludzie. Wydaje mi się, że analogie są ewidentne i nie będę się nad nimi specjalnie rozwodził, choć to ciekawy społecznie wątek. Wszak recenzowany tu zespół, jak i dziesiątki innych, to najprawdopodobniej dzieci tych, którzy przybyli do Łodzi szukać szczęścia po wojnie. Znaki czasu, miejsca i historii.

 

Phantom powstał w końcówce lat siedemdziesiątych w Łodzi co daje im chlubne miano jednego z pierwszych zespołów punkrockowego gatunku w mieście. Od początku budowali swoją markę jako zespołu ambitnego. Słychać to w tekstach i muzyce, a widać w wyglądzie muzyków i chyba najbardziej w totalnie odjechanym looku wokalisty „Idola”, który przypomina ekipy z ówczesnego świata londyńskiego undergroundu. Najbliżej im chyba do The Psychedelic Furs, który jest teraz wielką gwiazdą postpunkowej elity, a w tamtym czasie zaczynali tak samo jak chłopacy z grupy Phantom.

 

Losy kapeli są dość skomplikowane. Tamten czas nie był łatwy dla muzyków, a dla muzyków uprawiających alternatywę w szczególności. Ciekawe, że przez zespół przewinęło się sporo osobistości, w tym Ziemowit Kosmowski znany z Braku i Rendez Vous, ale następowały roszady nie tylko składowe w obrębie jednego zespołu, bo phantomowcy łączyli się także z innymi zaprzyjaźnionymi projektami. Co ważne wokalista i perkusista byli przez chwilę częścią składu kapeli deToNaTor, w której udzielał się młody Guma (później Moskwa), stąd mamy na płycie utwór „Mamo, daj mi czołg”, który jest przebojem totalnym, a w zasadzie zagranym i nagranym przez tenże deToNaTor w Jarocinie w 1982 roku. Zawiłości te wyjaśnił mi obszernie Piotr „Broda” Stanek posiadający dokładne informacje kto, z kim i dlaczego. To wszystko troszeczkę wyjaśnia fenomen łódzkiej i okolicznych scen muzycznych. Dużo młodych zbuntowanych ludzi, ogromna metropolia, w miarę łatwy dojazd komunikacją miejską plus zarzewie buntu w postaci wymienionych już wyżej bloków, świetlic, szkół, ulic, fabryk itd.

 

Płyta z podtytułem „Setka w Łodzi” to siedem nagrań pochodzących z próby w klubie „Medyk”. Losy tych nagrań też są ciekawe, ale tu już odsyłam szanownych czytelników do wkładki w płycie, w której znajdziecie archiwalia, teksty i zdjęcia, a ja zajmę się muzyką. Numer ósmy, choć w zasadzie na płycie w kolejności występuje jako czwarty to wspomniany „Mamo, daj mi czołg”. Dla mnie ważny kawałek mojego punkowego małolęctwa, który poznałem w siódmej klasie. Nie lubię się powtarzać, ale w tym przypadku to zrobię i powielę słowa o tym utworze z mojej recenzji składanki „Jarocin’82” sprzed kilku miesięcy: „Uważam, że nic się nie zestarzał. Brzmi dobrze, dostojnie i chociaż niewiele się tam dzieje, to ma potworną siłę rażenia. Ponury, spokojny i apokaliptyczny post punk w najlepszym, niezależnym wydaniu. Cudo numero uno!”.

 

Reszta utworów z klubu „Medyk” jest materiałem studyjnym. Jak na tamten czas jest to bardzo przyzwoicie nagrane, a po latach dobrze zremasterowane przez Studio Riot.

Post punk w ich wykonaniu jest surowy i troszkę awangardowy, choć nie szorstki. Bardziej śpiewany niż wykrzyczany. Jest przystępny dla ucha, ale nie zawiera żadnych ozdobników, choć teoretycznie coś tam się w aranżach dzieje więcej i na słuchawkach słychać jakieś przeszkadzajki. To muzyka nieskomplikowana, ale nie prosta. Bardziej bunt inteligencki w okolicach ośrodków sztuki niezależnej niż w garażu dzieciaków z zawodówki. Jest tam taki podskórny niepokój, charakterystyczna gitara, w której prawie nie ma sfuzowanych funtów i mocny na froncie bas. Niby nic się tu nie dzieje i wciąż jest taka cisza przed burzą, ale pod sceną mogłoby się zakotłować. Słychać tu wpływy dużych zespołów tamtego czasu. Mam na myśli Brygadę Kryzys, a nawet wczesne nagrania Maanam czy Republiki. Gdyby Phantom grali do dziś albo inaczej, gdyby nagrywali w Nowym Jorku czy Londynie, to osiągnęliby szczyty popularności, bo ich muzyka absolutnie na to zasługuje. Taki hit jak „Metropolis” płynie jak brygadowa „Centrala”, a „Telewizja” jak republikański „Kombinat”. Bardzo porządne numery.

 

Na pewno po latach muzyka grupy Phantom bardzo się broni i sądzę, że można ustawić ich w jednym szeregu nowofalowych prekursorów wraz z Madame, Made In Poland czy Variété. Może po prostu mieli mniej szczęścia na przebicie…

Kłaniam się nisko starszym kolegom.

 

Zadam tylko jedno pytanie. Kto wpadł na pomysł z taką okładką? Delikatnie mówiąc jest taka sobie i nie kupuję tego pomysłu. Często nabywam płyty okładkowych ilustracjach, ale w tym wypadku bym tego nie zrobił. Jednak reszta materiału broni się sto pro.

Słuchamy w Jamie!

 

NoPasaran Records x Pasażer zine and records x Warsaw Pact Records x ZIMA  RECORDS x Durabo

wróć do listy wpisów