recenzja #428
RECENZJA #428
Peripetija- Lp „Zar nisi besan?” (Refuse Records) 2024/2025
By Adam Szulc Barber grudzień 2025
Wszystko co choć udaje grzyb atomowy na okładce znajduje ciepłe miejsce w moim owłosionym sercu. Lubię te apokaliptyczne rysunki rodem z lat osiemdziesiątych.
Peripetija to straight edge band z Serbii. Śpiewają w języku ojczystym, grają dynamicznie i ostro, przypominając mi trochę o starej szkole wschodnioeuropejskiego hardcore’a z przełomu lat osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych (nasza wczesna Schizma, późny czeski Radegast, litewski SC czy Dissident z Bułgarii), a nawet, pewnie ze względu na język i pewną prostolinijność gry, o zespołach ze składanki „Hardcore Ljubljana” z 1985 roku. Na albumie „Zar nisi besan?” (co się przekłada na pytanie „czy nie jesteś zły?”) dużo jest gry w konwencji Youth Crew Hardcore’88, sporo crustowych naleciałości i takiej oryginalności, którą właśnie daje natywność. Teksty w językach rodzimych krajów były bardzo popularne swego czasu (Rattus, Wretched, Trybuna Brudu, Atoxxxico, Inferno etc.), a od wydawcy tej płyty, czyli Roberta z Refuse Records dowiedziałem się, że współczesne zespoły częściej niż dekadę temu wybierają tę formułę oraz że słuchacze nie mają już oporów przed słuchaniem zespołów z innych krajów piszących teksty w niezrozumiałych językach, a nawet z ciekawością wybierają takie kapele. To ciekawe zjawisko może mieć coś wspólnego z tym, że dużo łatwiej niż kiedyś przetłumaczyć słowa grup z krajów nieanglojęzycznych. Może, pozornie, przyczyniła się do tego scena hiphopowa, w której blokersi różnych krajów nawijają po swojemu, a słuchacze z całego świata nadstawiają na to uważnie uszy?
Jak tam jest tak tam jest, ale Peripetija nie szczypie się ze słuchaczem. Nawalanka w dość typowym stylu nie jest niczym nadzwyczajnym, ale na pewno nie można odmówić im bałkańskiego wigoru, permanentnego tempa i mocnego przekazu. Jest tu wszystko to co po przystawieniu zapałki do lontu wybucha natychmiast. Powiedzmy sobie szczerze, że tamta część świata zawsze była zerojedynkowa, stąd wiadomo, że żadne emo nas stamtąd nie zaskoczy. Raczej nastroje radykalne i iście rewolucyjne. Taki był też hardcore, na którym się wzorują, a o czym pisałem kilka linijek wyżej. Początek lat dziewięćdziesiątych, a tak klasyfikuję ich zainteresowania muzyczne, to klimaty zespołów Nations On Fire, No More, GO!, Cymeon X, Chokehold, Hiatus, Pissed czy HomoMilitia. Przemiany w świecie związane z upadkiem systemu komunistycznego, dorastanie w tym czasie młodzieży i urządzanie nowego świata w Maastricht to poważne zjawiska mające wpływ na to co działo się również w muzyce. Czuję podskórnie, że Peripetija jest ich duchowym spadkobiercą. Troszkę mentalnie przypominają mi o recenzowanych tu kilka miesięcy temu brazylijskim zespołach Point Of No Return i Tomar Control z Peru, w których pojawiły się te same uczucie w postaci wściekłości, frustracji i złości skondensowane na dwunastocalowych plackach.
Utworów na tej płycie jest jedenaście. Basior jest pełzający, bębny proste, wokal wrzaskliwy, a brzmienie gitary bardzo punkowe w znaczeniu rodzącego się kiedyś hardcore’a i flirtującego z nim punk rocka. Tak się grało kiedyś i dobrze się słucha zespołu Peripetija. Jednak oni dokładają do tego sosu trochę nowocześniejszej pikanterii w stylu składanek wydawanych przez niderlandzką wytwórnię Positive and Focused Records. Młodzieńcza energia wkomponowana w historię muzyki niezależnej ma tu sens. Mój faworyt to utwór „Peripetija”. Lubię jego motorykę, basowe wejście, fajne sprzęgi, słowiańskie chórki i taką prymarną dynamikę. Na deser cover bostońskiego No Tolerance i tu, o dziwo, w języku Shakespear’a. Całość do słuchania jako porządna odskocznia od anglosaskiego zalewu.
Czarny placek.
Słuchamy w Jamie!
CoreTex x Revelation Records x Warsaw Pact Records x Positive and Focused Records x Jan Piet Joris en Corneel