recenzja #58
RECENZJA #58
Lao Che- Lp „Powstanie Warszawskie” ( Mystic Production ) 2005 / 2012
By Adam Szulc Barber 1 sierpień 2019.
Jest 1 sierpnia. Godzina 17.00. Godzina W….75 lat po….
W podstawówce i w szkole zawodowej w latach osiemdziesiątych nie mówiono nam o tym co się wtedy wydarzyło. W domu również cisza….czasami konspiracyjnym szeptem docierały do mnie strzępki informacji, że było powstanie w Warszawie, ale nie to w getcie, o którym sporo było wiadomo tylko takie inne późniejsze…była luka, nie mogłem tego nigdy poskładać w jedną całość, bo ciągle brakowało jakiegoś istotnego fragmentu.
Kolejna dekada sporo wyjaśniła, ale ilość mających miejsce wątków podczas Powstania Warszawskiego jest tak spora, że do dziś odnajduje się kolejne wspomnienia, które rzucając światło odkrywają nowe spojrzenia. W 2004 roku byłem jednym z tysięcy uczestników obchodów 60-lecia. Znalazłem się o godzinie 17.00 na otwarciu Muzeum Powstania Warszawskiego i stałem z setkami innych w kolejce do Normana Davisa do podpisu książki. W tamtym czasie ta książka to było dla mnie dzieło totalne. Dzieło apologetyczne, gloryfikujące i usprawiedliwiające polskie decyzje. Mimo, że od dawna było słychać głos drugiej strony, że poza bohaterstwem mieliśmy do czynienia ze złymi rozporządzeniami i z błędnie rozpoznaną sytuacją, które to doprowadziły do hekatomby ludności cywilnej i do gruntu zniszczonego miasta…Potem w 2013 roku na drugiej szali pojawiła się książka Piotra Zychowicza „Obłęd’44”, która otworzyła mi oczy na przeciwstawne spojrzenie…okrutny świat, okrutna historia…jakkolwiek nie powiedzieć, to my zawsze w środku…
Pół roku po 60-tej rocznicy pojawiła się płyta Lao Che „Powstanie Warszawskie”. To album konceptualny, który stara się w rockowy sposób opowiedzieć o strachu i codzienności , ale przede wszystkim chronologicznie układa najważniejsze momenty tamtych dni. Geniusz zespołu polega na tym, że mieszając różne style muzyczne i tekstowe w tym wiersze, fragmenty przemówień, piosenek i utworów polskich zespołów rockowych w tych dziesięciu utworach w popkulturowy sposób z melodią i zawadiactwem oddaje klimat Warszawy 1944.
To druga (po „Gusłach”) płyta Lao Che. Kompakt kupiłem od razu i zryłem go tysiącami przesłuchań. Winyl mam jak tylko się ukazał w 2012 roku, ale nie mogłem się do tej recenzji zabrać, bo spektrum emocji dotykających warszawskiego zrywu ma taką rozpiętość jak chyba nic innego w polskiej historii.
Każdy utwór chwyta tutaj za serce…każdy dotyka otwartej rany…czy to jest kilka wywrzeszczanych wersów wiersza Baczyńskiego, czy to regowo- punkowo- rockowe mrugnięcia okiem dla fanów Izraela, Siekiery czy Chłopców z Placu Broni, czy to bon moty w „Przebiciu do Śródmieścia”: „Radosław nie strzelać! Niech żyje Polska!”. Cała ta płyta wywołuje u mnie skrajne uczucia…jest smutek, jest euforia, jest chęć wskoku na barykady w krótkiej koszulce i z zaciśnięta pięścią…i żal, że tyle ludzi na Woli…pod ścianą…bez sensu…
Trudno pisać o sensie czy bezsensie…ta muzyka jest o tamtych ludziach…można płakać i śmiać się razem z nimi. „Dziś ogolić gęby nie dam rady już”, „Tylko świnie siedzą w kinie”, „My nie chcemy audycji, my żądamy amunicji”, „Zupa na gwoździu to luksus”, „Ferfluchtem polnischen partisanen” czy „Stare miasto wiernie będziem ciebie strzec” to zbitki słowne, które idealnie kompilują się z punkowo- rockowym polotem zespołu Lao Che.
W Poznaniu i w Wielkopolsce na wiele spraw patrzymy inaczej, zresztą z perspektywy 75 lat trudno to oceniać…ale trzeba z historii wyciągać wnioski na przyszłość.
Ze smutkiem słuchamy w jamie…