recenzja #83

dodano: 30 maja 2020

RECENZJA #83

Boomtown Rats Lp „Citizens of Boomtown” (BMG 2020)

By Adam Szulc Barber maj 2020

 

Kiedy miałem 12 lat muzyczną Polskę zelektryzowała wiadomość, że prawdopodobnie niedługo zajadą do nas grać na żywo Irlandczycy z Boomtown Rats. Przeczytałem o tym w „Non Stopie”, który wtedy merytorycznie stał na najwyższej półce muzycznej informacji. Po jakimś czasie zapowiedź  koncertu okazała się być „fejkiem” albo go po prostu odwołali, ale BT byli u nas, mimo  „żelaznej kurtyny” mocno rozpoznawalni i żal po niedoszłej imprezie było słychać tu i ówdzie.

Ich wielkie hity takie jak choćby „I don’t like mondays” czy „Banana republic” zna każdy kto choć trochę interesuje się muzyką rockową. Ja obserwuję ten band od lat, ale z wielką ciekawością przyglądam się też działaniom lidera grupy Boba Geldofa, który był inicjatorem różnych muzycznych akcji charytatywnych między innymi słynnego „Live Aid”.

Kilka razy na temat muzyki i najważniejszych zespołów rozmawiałem i pisałem ze swoim kolegą po fachu z Irlandii Północnej tamtejszym barberem Garrym Jacksonem. On zawsze na jednym z pierwszych miejsc swoich Top 10 wymieniał BT. 

Po 36 latach od wydania ostatniego albumu w roku 1984 pojawia się nowa płyta szczurów z miasta, w którym jest boom. I oto mamy „Citizens of Boomtown”:

na tym albumie znajdujemy 10 utworów spiętych klamrą dwóch genialnych kompozycji. Zaczyna się od rewelacyjnego kawałka „Trash glam baby”, który jest naprawdę doskonałym numerem, pięknie otwiera płytę, daje kopa o poranku i jest po prostu czadowy. Taki troszkę rollingstonsowy klimacik, ale flow jest tam potężne i niesie daleko, daleko…Dobry wokal, fajny rytm na perce i się samo nuci.

W następnych utworach słychać mocne echa fascynacji brytolskim rockiem. Niewątpliwe wpływy The Beatles, Stonesów, Joy Division, Davida Bowie, The Clash czy The Who, a nawet Chumba Wamba to mocne punkty. Słychać, że wszystko jest przemyślane i przygotowane, ale jak to w takiej muzyce jest trochę przypadkowości, która tylko dodaje uroku. Mój ulubiony (oprócz pierwszego i ostatniego rzecz jasna) to „Sweet thing” z ciekawą motoryką. Interesujący jest nastrojowy „Passing through” traktujący o smutnej miłości z mocnym zakończeniem na aktualne dni, że będzie dobrze. Fajnie się słucha na przykład „Monster monkeys”, w którym czuć niepokój współczesnych czasów albo „Rocknroll Ye Ye” w stylu słynnego kawałka Joan Jett.

Ostatni zamykający to „The Boomtown Rats”. Genialny kawałek na zakończenie płyty. Troszkę transowy do tańczenia, troszkę skandujący na manifestację pod parlamentem i pozostawiający z chęcią odtwarzania jeszcze raz. No to odtwarzamy!

Jeśli ktoś lubi dobrą, rockową muzykę w starym stylu z nowym pazurkiem to koniecznie nowa płyta BT. Brytyjski rock, blues i rockandroll z przesłaniem, melodią i klimatem. Nie będzie to płyta mojego życia, ale bardzo sympatyczny powrót starszych panów w dobrym stylu.

Myślę, że Bob Geldof zapisał się już swoimi riffami w annałach wyspiarskiego rocka nie mniej niż kilku jego kolegów: John Lennon, Keith Richards czy Pete Townshed.

Rzecz jasna- słuchamy w Jamie!

 

The Boomtown Rats x Bob Geldof x Garrys Barber Shop

wróć do listy wpisów