recenzja #91

dodano: 13 sierpnia 2020

RECENZJA #91

The Psychedelic Furs – LP “Made of rain” (Cooking Vinyl Limited Records) 2020

By Adam Szulc Barber sierpień 2020 

 

Tak… miałem ze 13 lat chyba jak mój kuzyn (starszy o 12 lat) puścił mi pewną płytę na swoim adapterze. To był pierwszy album londyńskiej grupy The Psychedelic Furs. Ale to brzmiało! Jakie to było inne od muzyki z radia! Nowa fala zmieszana z punkiem, rockiem alternatywnym i po prostu brytyjskim, gitarowym graniem. Dość ponure i raczej mało przebojowe utwory plus wygląd rozczochranych smutasów w ciemnych oksach swoich ojców przypadł mi bardzo do gustu.

 

Kolejne płyty nie wchodziły mi tak bardzo jak „jedynka”, ale obserwowałem z boku ich karierę, a lider grupy Richard Butler poza graniem i śpiewaniem zajmował się różnymi formami artystycznej ekspresji takimi jak chociażby malowanie obrazów połączone z wystawami swoich prac w Nowym Jorku i Miami. Podobnie w Polsce grali i wyglądali ludzie z Brygady Kryzys- równie nieziemski look i kosmiczna muzyka.

Ja ostatnio często wracam do zespołów, których słuchałem 30 i dalej lat temu. Recenzowałem tu ostatnio nowy longplay Boomtown Rats, a dziś opiszę niedawno zamówiony, najnowszy i jeszcze ciepły winyl reaktywowanego już kilka lat temu wyżej wymienionego zespołu The Psychedelic Furs.

Nie ukrywam, że z radością odnoszę się do faktu powrotu starych kapel, a z jeszcze większą do wydawania przez nie nowych płyt. Wolę to niż odgrzewanie starych kotletów na festiwalach albo „nicnierobienie” i siedzenie przed telewizorem. Fajnie, że im się chce, że działają, grają, mają pomysły i chcą jeszcze trochę swojej wrażliwości zarejestrować na tym łez padole.

 

Nowa, ósma, studyjna płyta P.F. podoba mi się. Została kupiona w kultowym berlińskim miejscu Do Do Beach Record Store.To ich pierwsze nagrania od prawie 30 lat. Jest troszkę spokojniej niż na pierwszych dokonaniach i nie ma takiego pazura jak przed 40 (kawał czasu!) laty, ale czuć tu taki wewnętrzny niepokój oraz tradycyjnie już w tej kapeli brak przebojowości kawałków mimo całkiem sympatycznych układów melodycznych. Bo to jest dla nich takie charakterystyczne i typowo angielskie- grać po prostu to co w duszy siedzi, a co wyjdzie to się zobaczy. Wyszło dobrze i słychać, że pandemiczny czas został odrobiony na dobrą post produkcję. „Made of rain” brzmi świeżo i nowocześnie, mimo tego, że jest mocno odsadzony w punkowo- nowofalowej rebelii lat osiemdziesiątych. Takie połączenia lubię. Bo tak się teraz nie gra. Raczej nowe zespoły próbują zrobić hita i na nim oprzeć longplay, a tu nikt o to nie dba. Grają dobry gitarowy czad, śpiewają o czym chcą i koncentrują się na tym na czym się znają. Płyta ma niewątpliwe atuty w postaci joydivisionowego utworu „Don’t Believe” czy chyba najlepszego na tym albumie „Come All Ye Faithful”, ale w zasadzie cała taka jest. Niespokojna, troszkę nerwowa, lekko chaotyczna, trochę kontrastowa, ale bardzo równa i dająca dużo poweru. Jakby łączyła stare kawałki Psychedelików ze wspomnianym już zespołem Iana Curtisa, graniem na perkusji w stylu Copelanda, bauhausowym klimacikiem, kiurowymi wstępikami, nieoczywistym saksofonem i motorycznym woksem trochę momentami podchodzącym pod Davida Bowiego. Jest świetnie. Bo to już stare dziady są! A tak dobrze grzeją, mimo, że generalnie płyta jest dość melancholijna…

Polecam usiąść na spokojnie ze słuchawkami i się wsłuchać….

Rzecz jasna- my słuchamy w Jamie! (po wakacjach 

:))

The Psychedelic Furs x Cooking Vinyl x The Boomtown Rats x Iggy & The Stooges x Dodo Beach Record Store x Garrys Barber Shop x Savills Barbers x New York City - Manhattan - Nyc x Dr. Feelgood

wróć do listy wpisów