„Ci co do ziemi i Ci co na świat”- piękna mantra rozpoczynająca „Lawę” jest mi niezmiernie bliska i bardziej bliższa tych co na świat…
„Lawa”- to słowo jakież romantyczne i jakie polskie. Zawsze utożsamiałem się z mickiewiczowskimi „Dziadami” i wieloma ich interpretacjami. Lubiłem i nadal lubię zawoalowane treści- ach jakie to przewrotne, ale ile dobrego zrobiła ta cenzura carska, gestapowska czy komunistyczna dla polskiego języka, naszej twórczości i dla naszego intelektualnego rozwoju zmuszając nas do wymyślania obejść, obchodzenia pułapek i celnego trafiania w rozdziawione gęby oprawców. Dzięki temu wznosiliśmy się na wyżyny metafor, potrafiliśmy bawić się inteligentnie przenośnią i czarować publikę słowem. Jakie to odmienne od prostackich seriali, topornych kabaretów, które nikogo nie śmieszą i zespołów śpiewających o dupie maryny tak niestety bawiących gawiedź…
Lawa to coś więcej niż płyta. Lawa to manifest. Lawa to nasze narodzenie i nasz pogrzeb. Lawa to Polska. Ten gorzki piołun, którego musimy nieustannie gryźć i się krzywić, gryźć i się krzywić, gryźć i się krzywić.. . Lawa to My, ale boje się, żeby Lawa nie stała się też testamentem ideologicznym i orszakiem funeralnym poznańskiego zespołu In Twilight’s Embrace. Sprawy zaszły bardzo daleko. Lawa to ewolucja na miarę Darwina.
Dla uważnego słuchacza to jest uczta intelektualna. Teksty są nasze, polskie, słowiańskie. My je czujemy. My rozumiemy ten kod kulturowy: te wierzby płaczące, ta krew, która poprzedzi zbawienie, te kości, łzy, piach, niedola i szmaty…jakże pełne tego są zapisane karty wieszczów naszych i ich smutki i te ofiary daremne, które składamy od lat, te pomniki poległych nie wiadomo za co….
A sama muzyka jest na wyżynach genialnej prostoty, na wyżynach łojenia i w swej surowej oprawie nie śmiałbym ocenić, że to metal, death metal, melodic, mieszanka z hard core czy cokolwiek semantycznego z nazewnictwem można by tu jeszcze wymyśleć. To świetny dojrzały zespół. Taki nasz. Stąd. Z naszego piołunu. To Dziady XXI wieku.
I jak we wspomnianych wyżej „Dziadach”- jesteśmy jak ten mickiewiczowy, skłócony naród małych ludzi. Zawistnych, zazdrosnych, plugawych, donosicielskich- a w środku kłębimy się jak rój os, jak węże nie pozwalając wyjść mądrzejszym na zewnątrz, nie pozwalamy, żeby rządził lepszy, tylko w dół go do nas do roju, żeby nie wylazło na wierzch…smutna ta konstatacja….Łatwo nas przez to podejść, kupić i sprzedać zarazem- jak niewiele się zmieniło jak się patrzy na dwie przodujące partie rzygające na siebie jadem i ciągnące nas w nijaką otchłań niczego… dla naszego dobra rzecz jasna…
„Naród nasz jak lawa/ z wierzchu zimna i twarda, sucha i plugawa/ Lecz wewnętrznego ognia sto lat nie wyziębi/ Plwajmy na tę skorupę i zstąpmy do głębi”.
Warstwa tekstowa „Lawy” powinna być recytowana na wieczorkach poetyckich, wolnych wszechnicach, tajnych kompletach, szkolnych apelach, akademiach ku czci, uniwersytetach latających albo deklamowana przy jednej strunie brodatego barda….
Absolutnie genialny album.
Konceptualny.
Pełny.
Całościowy.
Zamknięty.
Ale nie daje żadnej nadziei.
Więc co będzie dalej z nami?
Co będzie dalej z In Twilight’s Embrace?
Czy zostanie nam tylko piołun…?
Chyba, że ostatnia szansa w kolejnych wieszczach: Norwid „Modlitwa”, Wyspiański „Wesele”?
Słuchamy w Jamie.
Amen.
Płyta do posłuchania tu:
https://intwilightsembrace.bandcamp.com/album/lawa
Utwory:
- Zaklęcie
- Dziś wezwą mnie podziemia
- Krew
- Pełen czerni
- Ile trwa czas
- Żywi nieumarli